Nagle i bez ostrzeżenia wulkan Sinabung na indonezyjskiej wyspie Sumatra wybuchł w 2010 roku, po 400-letnim okresie spoczynku.
Wiele wiosek umiejscowionych na jego zboczach musiało się ewakuować. Pozostają opuszczone, bo stwarzają zbyt duże zagrożenie, żeby w nich mieszkać. Simacem jest jednym z takich miejsc, wypełnionych resztkami życia pozostawionymi w pośpiechu.
Niedziela 29 sierpnia 2010 była dniem niewyobrażalnego horroru dla wielu mieszkańców indonezyjskiej wyspy Sumatra. Wulkan Sinabung na północy wyspy spał przez 400 lat, ale w niedzielę ożył z ogromną niszczycielską siłą. Zginęło kilka osób, a dziesiątki tysięcy trzeba było ewakuować.
Prawdopodobnie stracili dom na zawsze. Wiele lat temu szeroka na kilometr strefa śmierci została odgrodzona i uznana za niezdatną do zamieszkania. Ponieważ góra ognia wciąż wybucha i wprawia w panikę całą Indonezję.
Pierwsza erupcja w 2010 roku, która trwała kilka dni, wyparła prawie 20 osób osób z dzielnicy Karo – rząd ogłosił najwyższy stan alarmowy. Trzy wioski Simacem, Suka Meriah i Bekarah zostały całkowicie zniszczone w wyniku erupcji wulkanu. Chmura dymu i popiołu, którą Sinabung wyrzucił w powietrze prawie na dwa kilometry, dotknęła także 40 innych wiosek. Niezliczona ilość ludzi, Ci, którzy wcześniej żyli jako rolnicy z dnia na dzień, stracili wszystko w jednej chwili. Tysiące z nich początkowo umieszczono w obozach dla uchodźców, a w kolejnych latach podejmowano próby ich przesiedlenia.
Zaledwie trzy lata później we wrześniu 2013 r. Sinabung wybuchł ponownie, powodując ucieczkę 6000 osób w promieniu trzech kilometrów od wulkanu.
Zimą 2014 roku wulkan ponownie wyrzucił w powietrze dwukilometrową chmurę popiołu i skał.
Według „Welt” w wyniku nowej erupcji zginęło co najmniej 16 osób. Wioskę Sukameriah, w której doszło do tragedii, pokryła 30-centymetrowa warstwa popiołu, która pokryła także ciała, w tym czworo uczniów.
Latem 2015 r. policja i wojsko na Sumatrze nakazały całkowitą ewakuację czterech wiosek, gdy góra ponownie ziała ogniem. Na czas udało się uratować ponad 2700 osób w promieniu 13 kilometrów.
W 2016 r. w wyniku nowej erupcji zginęło siedem osób.
W latach 2018–2021 Sinabung ponownie zionął ogniem. Według „Berliner Morgenpost” w 2020 r. chmura pyłu sięgała aż do siedmiu kilometrów wysokości. Następnie wydano ostrzeżenie o locie dla Sumatry.
Na szczęście przez te wszystkie lata nie było żadnych ofiar śmiertelnych, bo w strefie zamkniętej wokół wulkanu nikt już nie mieszka, a nawet nie mógłby w ogóle żyć. I choć brzmi to niewiarygodnie, Sinabung nie jest najbardziej aktywnym ani niebezpiecznym wulkanem w Indonezji.
Według „Tagesspiegel” ten „tytuł” należy do Merapi o wysokości 2900 metrów na wyspie Jawa.
W Indonezji jest łącznie prawie 130 aktywnych wulkanów, więcej niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz