29 sty 2025

Sylwetki gejsz [zbiorcze]: Siostry Ichi+ z Pontocho

Ichikiku (pierwsza z lewej w tle)
-----------------------------------------------

Bön / Jungdrung Bön

Bön (བོན་), właściwa nazwa w języku szangszung to gyer wymowa: dzier; właściwie pełna poprawna nazwa brzmi: Jungdrung Bön – tybetańska tradycja religijna, istniejąca przed buddyzmem tybetańskim, uległa znacznemu przekształceniu pod jego wpływem i współcześnie z nim koegzystuje.

Początki
Według nauk Jungdrung Bön założycielem religii jest Salwa (gSal ba) zwany później Shenrabem Miwocze lub Tonpą Shenrabem (gShen-rab Mi-bo-che lub sTon-pa gShen-rab) jeden z trzech braci zamieszkujących niebo Sipa Yesang (Srid pa Ye sangs), w którym razem studiowali nauki Bönu, pod kierunkiem Bumtri Logi Chechena ('Bum khri gLog gi lCe can).

Po ich zakończeniu udali się do Shenlha Odkara (gShen lha'Od dkar), bóstwa będącego uosobieniem absolutnego współczucia, pytając, w jaki sposób są w stanie pomóc wszystkim czującym istotom cierpiącym w samsarze. Otrzymali radę, aby w trzech kolejnych epokach stali się nauczycielami i skierowali ludzkość na ścieżkę wyzwolenia.

W pierwszej epoce nauczał pierwszy z braci Dagpa (Dag pa), w obecnej epoce Salwa, który przyjął imię Shenrab (gShen rab), a w następnej epoce nastąpi jego brat Shepa (Shes pa).

Dwaj pomocnicy Shenraba; Malo (rMa lo) i Yulo (gYu lo) wskazali mu odpowiednią do narodzin krainę Olmo Lungring ('Ol-mo lung-ring). Pozostawiwszy swoich pomocników na górze Yungdrung Gutsek (gYung-drung dgu-brtsegs) dokonał tam transformacji w białą sylabę A oraz czerwoną sylabę OM. Biała sylaba wpłynęła do głowy jego przyszłego ojca Mugyal Gyalbona Thokara (dMu-rgyal rGyal-bon Thod-dkar) a czerwone OM do ciała matki Gyalzhemy (rGyal-bzhad-ma).

Po dziewięciu miesiącach urodził się jako chłopiec i otrzymał imię Tonpa Shenrab Miwo Kunle Nampar Gyalwa (sTon-pa gShen-rab Mi-bo kun-las rnam-par rgyal-ba) – od tego momentu rozpoczęło się szerzenie nauk Jungdrung Bön na Ziemi. Jego narodziny, aktywności życiowe i parinirwana zostały opisane w "12 czynów – historia Buddy Tonpy Shenraba założyciela Bön" – skróconej wersji jego życiorysu.

Według współczesnych tybetologów obszar, na którym rozprzestrzenił się Bön to współczesne tereny Tadżykistanu, Kirgistanu, Kazachstanu, Uzbekistanu, Turkmenistanu, Iranu, Bhutanu, części Nepalu (obecnie nadal istniejący w regionach Dolpo i Mustang), południowych rejonów Indii, Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, od zachodniej części Chin do północnych części Wietnamu (obecnie znanych jako dongba w grupach etnicznych Naxi żyjących w Chinach i w Wietnamie) choć niektórzy badacze posuwają się jeszcze dalej jak chociażby Gabriele Fahr-Becker odnajdujący ślady na Sri Lance i Bali.

Należy też podkreślić, że Tona Shenrab pochodził z krainy Olmo Lungring lub Tagzig i nie był władcą królestwa Zhang-Zhung, jak to się mu czasem mylnie przypisuje.

Tonpa Shenrab tylko raz przybył do Tybetu (z Tagzig via Zhang-Zhung tzw. Drogą Strzały), a zastając tam prymitywne plemiona i będąc świadkiem składania ofiar ze zwierząt dla lokalnych duchów, stwierdził, że Tybetańczycy nie są jeszcze gotowi i postanowił przekazać tylko podstawowe nauki Bön. Jedną z pierwszych głównych zasad był całkowity zakaz składania ofiar ze zwierząt i zastąpienie ich rytualnymi formami z tsampy (prażonej mąki) tzw. torma tormami. Wyjeżdżając z Tybetu pozostawił proroctwo, że gdy nadejdzie odpowiedni czas wtedy wyższe nauki Bönu, w tym dzogchen, zostaną tam przekazane. Tak też w istocie się stało – najsilniejszy wpływ nauk Bön w Tybecie rozpoczął się wraz z ekspansją i rozkwitem królestwa Zhang-Zhung, które objęło znaczną część późniejszego królestwa Tybetu i częściowo Nepalu.

Chronologicznie rozwinęły się trzy tradycje bönu:Prymitywny Bön – wierzenia szamańskie przypominające szamanizm Azji Centralnej, opierające się na zjednywaniu demonów poprzez ofiary ze zwierząt itp. – praktycznie nieistniejący współcześnie.
  • Prymitywny Bön – wierzenia szamańskie przypominające szamanizm Azji Centralnej, opierające się na zjednywaniu demonów poprzez ofiary ze zwierząt itp. – praktycznie nieistniejący współcześnie.
  • Wieczny Bön lub Stary Bön Jungdrung Bon lub Bon-nyingma (g.yung-drung bon lub bon rnying-ma) – nauki wywodzące się od buddy Tönpy Shenraba, który jako pierwszy przekazał 9 ścieżek bonu (ścieżki przyczyny i rezultatu; 4 sutry, 4 tantry oraz dzogczen) umożliwiających oświecenie.
  • Nowy Bön (bon sarma, tyb. bon gsar-ma) – szkoła powstała (około XIV wiek n.e.) po odnalezieniu tzw. term (ukrytych tekstów-skarbów takich jak Bon-tri) oraz wymuszonej przez realia polityczne konwersji religijnej, łącząca nauki Jungdrung Bön z naukami buddyjskimi (9 ścieżek buddyjskich uwzględniając dzogczen) wprowadzonymi z Indii do Tybetu m.in. przez Padmasambhawę (tyb. pad-ma mthong-grol) i obecnie bardzo zbliżona do szkoły Ningma. Niemniej tak jak i w poprzednich okresach zarówno Nyngmapowie jak i Bonpo mają wielu wspólnych tertonów i siddhów jak np. Drenpa Namkha, Shenchen Luga lub Dorje Lingpa, którzy odkrywali termy z naukami Bönu ukrytymi często kilka stuleci wcześniej w okresie prześladowań.
Nauka
Jundrung Bön to rdzenna tradycja duchowa Tybetu, obecna na długo zanim buddyzm przywędrował z Indii. Według współczesnych tybetologów religię tę można datować na okres ok. 1800 lat p.n.e., a według samej tradycji jest to nieprzerwana linia przekazu rozpoczynająca się osiemnaście tysięcy lat temu. Początkowo jej system zbliżony był do aktywności mahasiddhów, wiele nauk zarówno dzogchen jak i tantr było przekazywanych w systemach rodzinnej dzierżawy linii – z tego co obecnie wiadomo klasztory nie stanowiły tam głównego zaplecza religijnego. Prym wiodły najstarsze klany wywodzące się jeszcze z czasów Tonpy Shenraba jak: Shen, Bru, Zhu, Pa i Me'u. Część z nich przetrwała do czasów współczesnych. Obecnie tradycja Bön podobna jest do szkół buddyzmu tybetańskiego, szczególnie szkoły Ningma, ale podobieństwo to powstało dopiero po przejęciu anturażu buddyjskiego przez "rekonstruktora" Bönu, wielkiego siddhy, późniejszego opata i pierwszej oficjalnej głowy Jungdrung Bön czyli Pierwszego Trizina – Nyame Sherab Gyaltsena (mNyan-med shes-rab rgyal-mtshan).

Będąc dzierżawcą wszystkich linii dzogczen, tantr i sutr, stworzył od podstaw nowy system monastyczny, zawierający precyzyjnie system nauczania. Na miejscu zniszczonego przez powódź klasztoru Yeru Wensakha, zbudował klasztor Menri (sMan-ri) "Leczniczą Górę", który stał się wkrótce macierzystym klasztorem wszystkich bonpo i dzięki wysokiej jakości edukacji mnichów stał się również miejscem do którego zaczęli przybywać najzdolniejsi praktykujący w celu pogłębienia wiedzy.

Pomimo przyjęcia zasad (winaja) i wzorców zbliżonych wizualnie do buddyzmu, Jungdrung Bön wyróżnia się charakterystyczną ikonografią, bardzo bogatą tradycją nauk dzogchen i odrębną linią przekazu sięgającą buddy Tonpy Shenraba, a nie Buddy Śakjamuniego, który jest jednak w pełni uznawanym buddą przez Bön i wszystkich bonpo.

Dziewięć ścieżek Bön zawiera nauki na tematy praktyczne, takie jak gramatyka, astrologia, medycyna, przepowiadanie przyszłości, egzorcyzmy, uspokajanie duchów itp., nauki o logice, epistemologii, metafizyce jak i rysunek i poezję, różne poziomy tantry w tym tantry dzogczen, oraz pełną linię przekazu wielkiej doskonałości (dzogczen).

Cztery główne cykle nauk dzogchen w tradycji Jungdrung Bon to:
  • cykl Zhang Zhung Nyen Gyud + nauki, komentarze i instrukcje pod nazwą Gyalwa Chagtri
  • cykl Gabpa Gukor + nauki, komentarze i instrukcje pod nazwą A-khrid
  • cykl Dragpa Korsum + nauki, komentarze i instrukcje pod nazwą Yangtse Longchen
  • cykl Yetri Thasel + nauki, komentarze i instrukcje pod nazwą Namkha Trüldzö
  • Najnowszym piątym cyklem nauk dzogchen w Bon jest Kusum Rangshar autorstwa Tashi Shardzy Gyaltsena (który zrealizował tęczowe ciało (ja-lus) w 1934 roku) który również napisał dodatkowe obszerne komentarze przeznaczone dla współczesnych praktykujących do wszystkich powyższych cykli.
Co do nauk Namkha Trüldzö autorstwa Lhachena Drenpa Namkhi jest to niezwykle interesujące połączenie gdyż tekst ten zaliczany jest do nauk semde natomiast instrukcje i komentarze dotyczą nauki Kama klasyfikowanych jako nauki mengag (upadesa) – choć w części jest również i kompilacją Terma dokonanej przez Lungoma Khorlo w XI wieku.

Z kolei "komentarz" do Dragpa Korsum czyli Yangtse Longchen doczekał się aż 5 rozszerzonych instrukcji (autorstwa różnych mstrzów) jak: Nyi-zer sgron-ma, Drang-don 'byed-pa'i lde-mig, Nges-don 'byed-pa'i lde-mig, Nam-mkha'i rgyan 'grel oraz sGron-ma mun-sel. Oprócz wyżej wymienionych nauk, istnieją jeszcze inne cykle dzogchen kultywowane zgodnie z tradycją wywodzącą się z czasów królestwa Zhang Zhung, jako linie dziedziczne w rodach bonpo przekazywane od stuleci z pokolenia na pokolenie (dotyczy to również Tantr i Mantr).

Na pierwszy rzut oka Jungdrung Bön niewiele różni się od buddyzmu, zawiera bowiem przekazywane w podobnej formie nauki i praktyki medytacyjne, jednakże zdecydowanie bogatszą formę ma zarówno abidharmakosha czyli kosmologia oraz prajniaparamita. W niższych ścieżkach Bön nadal są zachowane nauki szamańskie, które buddyzm tybetański częściowo przejął i kultywuje do dziś (np. "Wyrocznia" – mnich wpadający w trans i poddający się opanowaniu przez dharmapalę w celu wywołania wizji przyszłości – do dziś funkcjonuje na dworze Dalajlamy). M.in. ze względu na te nauki właśnie przez wiele lat tradycja Bön błędnie była stawiana w pozycji "prymitywnej" w stosunku do buddyzmu tybetańskiego. Jednakże po inwazji Chin na Tybet i masowej emigracji nauczycieli obu tradycji z Tybetu nastąpiło znaczne zbliżenie i dużo lepsze poznanie tradycji Bön na Zachodzie. Również wielcy reformatorzy jak Je-Tsonkapa i Nyiame Sherab Gyaltsen żyjący w XIV-XV w. darzyli się przyjaźnią oraz kierowali na zasadzie wzajemności swoich mnichów (w celach edukacyjnych) do swoich klasztorów stawiając na pierwszym miejscu podobieństwa, a nie różnice pomiędzy dwiema tradycjami. Nadmienić można też, że takie elementy jak cztery główne ofiarowania, tormy, dywinacje, astrologia, czy też flagi modlitewne lung-ta zostały powszechnie przyjęte do rytuałów buddyjskich, właśnie z tradycji Jungdrung Bön.

Niestety przez wiele stuleci wskutek rozgrywek politycznych mających miejsce w Tybecie, kolejni władający starali się wykorzenić wiedzę i zniszczyć dowody o pre-buddyjskiej historii i tradycji Jungdrung Bön. Publikowano więc i szeroko kolportowano pamflety, oszczerstwa i kłamliwe informacje na temat Bön, czy to ze strachu przed odrodzeniem się wpływów tej tradycji, czy też wskutek sekciarskiego sposobu myślenia. W początkowym okresie wprowadzania buddyzmu za panowania króla Drigum Tsenpo (Gri-gum btsan-po) (drugie prześladowania nastąpiły za panowania króla Songcen Gampo (Srong-bstan sGam-po)) bonpo stawali przed wyborem: wygnania z kraju, konwersji religijnej na buddyzm lub śmierci z rąk kata. Potem stosowano bezwzględną konwersje bonpowskich czortenów (stup), gomp i innych obiektów sakralnych w celu całkowitego zatarcia śladów poprzedniej religii. Siła manipulacji faktami i konwertowania nawet bonpowskich tekstów rytualnych była tak duża, że wielu tybetologów ulegało jej przez dość długi okres powielając czasem tego typu opinie aż do dziś. Ewenementem jest również to, że w systemie Pradźniaparamity Bönu zawarty jest pogląd dzogchen. Natomiast buddyści często poprzez automatyczne "pożyczanie" i modyfikacje tekstów rytualnych spowodowali to, że do dziś w buddyjskich tekstach, np. Buddy Medycyny (Men-lha) można znaleźć fragmenty tekstu pochodzące z języka Zhang-Zhung będącego swoistym językiem wczesnej liturgii bonpo, natomiast będących całkowicie niezrozumiałymi dla buddystów którzy używali już wyłącznie tybetańskiego alfabetu, tekstów przetłumaczonych z sanskrytu. Współczesne odkrycia dokonane dzięki ujawnieniu tekstów ukrywanych przez stare rody tybetańskich bonpo - łącznie ponad 31 pecha datowanych na V i VI wiek naszej ery, zawierają oprócz rytualnych tekstów bonpo (jak też astrologia, medycyna i rytuały związane z bóstwami gór etc.) również informacje o życiu kulturalnym w królestwie Zhang Zhung jak i informacje o strojach i regułach życia społecznego. Jest to drogocenne odkrycie nie tylko dla bonpo gdyż np. zmienia historię datowania chociażby powstania alfabetu tybetańskiego (według legend stworzonego przez Sambhotę w VII w.) Obecnie trwają analizy tekstów i ich przygotowanie do światowej publikacji przez czołowych specjalistów z zakresu tybetologii i religioznawstwa.

Na szczęście dzięki odkryciom archiwum w Dunhuang oraz pracom takich naukowców jak między innymi David Snellgrove, Per Kvaerne, Charles Ramble, Anne-Marie Blondeau, Samten Karmay, Yasuhiko Nagano Tsering Thar. zt.tibet.cn., a zwłaszcza książce którą napisał Dan Martin, opisującej między innymi metody działania polityczno-religijnych frakcji rządzących Tybetem mające na celu dyskredytację nauk bonpo i wyrzucenie ich poza nawias społeczności.

Po wielu latach dzięki między innymi takim ruchom jak rime, oraz przyjęciu do wiadomości, że wiele postaci buddyjskich wywodziło się z rodów bonpo (jak np. Milarepa, dwie reinkarnacje Panchen-lamy; V i VII obaj z klanu Bru) oraz dzięki kilkukrotnym wizytom obecnego Dalajlamy w klasztorze Menri w Dolanji, który przestudiował i włączył oficjalnie Jundrung Bön do grupy szkół buddyzmu tybetańskiego jako natywną religię Tybetu, tylko nieliczna grupa ekstremistów próbuje nadal podważać historyczne dziedzictwo Bönu jakie wniósł w rozwój szeroko pojętej dharmy jak i samego Tybetu. Podobny problem niestety wciąż istnieje w odniesieniu do wyznawców Shugdena, którzy przeciwstawiają się Dalajlamie w zakazie praktykowania z tym strażnikiem, jak i dość ostro atakują Jungdrung Bön.

Bön współcześnie
Od 1977 roku po zapoznaniu się z naukami Jungdrung Bön przez XIV Dalajlamę Tenzina Gjaco, Jungdrung Bön został w pełni uznany obok czterech tradycji buddyzmu tybetańskiego za piątą główną oraz rdzenną prebuddyjską tradycję Tybetu, w pełni honorowaną przez Tybetański Rząd na Emigracji.

Najstarszym żyjącym nauczycielem dzogczen i jednocześnie głównym nauczycielem Jundrung Bön jest obecnie Jongdzin Lopon Tenzin Namdak Rinpocze (ur. 1926), który udostępnił te nauki dla cywilizacji zachodniej i przekazał je również innym zainteresowanym nauczycielom szkół buddyjskich. W 1993 r. została wydana przez niego książka "Krople Serca Dharmakaji" (Heart Drops of Dharmakaya) z komentarzem i naukami Shardzy Tashi Gyalcena, który był jednym z największych zrealizowanych współczesnych mistrzów dzogczen (zrealizował tęczowe ciało (jalus) w 1934 roku) i współtwórcą współczesnego ruchu "rime" Zrekonstruował i opracował cały współczesny system nauczania Sutr, Tantr i Dzogczen dla systemu monastycznego Yungdrung Bon. Od 14 lat nieustająco przekazuje cykle nauk dzogczen takich jak Namkha Trul-dzo, Yangtse Longchen, Yetri Thasel, Gyalwa Chagtri, Zhang Zhung Nyen Gyu oraz A-khrid w ośrodkach Bonu zarówno we Francji jak i w Niemczech, Austrii, Polsce.

Obecnie istnieją dwa główne ośrodki edukacyjne i jednocześnie klasztory Jungdrung Bön (poza Tybetem):
  • Menri w Indiach w stanie Himachal Pradesh, będący głównym klasztorem i siedzibą głowy Jungdrung Bön, XXXIII Trizinem Lungtokiem Tönpai Njima
  • Triten Norbutse w Katmandu w Nepalu, gdzie obecnie naucza i rezyduje Jongdzin Lopon Tenzin Namdak Rinpoche (opatem jest Khenpo Tönpa Yungdrung).

Hotel Tarelka / Dombai Futuro


Dla małej odmiany zimowy obraz (ale bez zimy...) hotelu „Tarelka” (Talerz) znajdującego się w Dombai, w Rosji, wysoko w górach Kaukazu, który to jest domem dla Futuro. 

Biorąc pod uwagę, że pierwotnym pomysłem na Futuro było wykorzystanie go jako domku narciarskiego, Futuro w Dombai jest prawdopodobnie jedynym zachowanym przykładem, którego zastosowanie, choć nie do końca zgodne z zamierzeniem, jest dość zbliżone do tego, jakie pierwotnie przewidział Matti Suuronen w 1968 roku. A sama Tarelka powstała w 1969 roku.

Poliestrowo-szklany budynek wygląda jakby na zboczu góry wylądowało UFO. Ten mały hotelik znajduje się na wysokości 2250 metrów n.p.m w pobliżu ośrodka narciarskiego, a w środku znajdują się jedynie 3 pokoje. W pokojach mogą przebywać maksymalnie 12 osób.

Indriya

Indriya to w buddyzmie zdolność. Termin może odnosić się do duchowych zdolności lub 22 zdolności.

Pięć duchowych zdolności
W węższym znaczeniu indriya oznacza pięć duchowych zdolności, które należą to 37 warunków wyzwolenia (bodhipakkhiya-dhammā):
  • Wiara (saddhā)
  • Wigor (viriya)
  • Uważność (satipatthāna)
  • Skupienie (samādhi)
  • Mądrość (paññā)
Gdy zdolności te rozwinięte zostają do takiego stopnia, że posiadają cechę niezłomności nazywane są duchowymi mocami (pali bala).

Zdolności
W szerszym znaczeniu termin indriya odnosi się do 22 częściowo fizycznych i częściowo mentalnych zjawisk

Sześć Podstaw (āyatana):
  • oko (cakkhu)
  • ucho (sota)
  • nos (ghāna)
  • język (jivhā)
  • ciało (kāya)
  • umysł (mano)
Płeć (bhava)
  • kobiecość (citthi)
  • męskość (purisa)
  • witalność (jīvita)
Pięć Uczuć (vedanā)
  • fizyczne przyjemne uczucie (sukha)
  • fizyczny ból (dukkha)
  • zadowolenie (somanassa)
  • smutek (domanassa)
  • obojętność (upekkhā)
Pięć Duchowych Zdolności
  • wiara (saddhā)
  • wigor (viriya)
  • uważność (sati)
  • skupienie (samādhi)
  • mądrość (paññā)
Trzy Ponad-światowe Zdolności:
  • postanowienie: Będę wiedział to czego jeszcze nie wiem! (aññātañ-ñassāmītindriya)
  • zdolność najwyższej wiedzy (aññindriya)
  • zdolność tego, który wie (aññātāvindriya).

Z miejskich legend: Rosyjski Eksperyment ze snem

Rosyjscy naukowcy pod koniec lat 40. ubiegłego wieku utrzymali pięć osób rozbudzonych przez pietnaście dni używając eksperymentalnego gazu stymulującego. Badanych umieszczono w odizolowanym środowisku, aby dokładnie badać ich zużycie tlenu, by gaz ich nie zabił, jako że w wysokich stężeniach mógł być trujący. 
Było to jeszcze przed epoką kamer monitorujących, więc pomieszczenie zostało wyposażone w mikrofony i grubą na trzynaście centymetrów, niewielką szybę pozwalającą na obserwację wzrokową. W pomieszczeniu umieszczono książki, łóżka polowe bez pościeli, zapasy jedzenia wystarczające dla pięciu osób na ponad miesiąc; doprowadzono bieżącą wodę i zainstalowano toaletę. Badani byli więźniami politycznymi zamkniętymi podczas drugiej wojny światowej za zdradę stanu.

Przez pierwsze pięć dni wszystko wydawało się być w porządku; badani praktycznie nie narzekali, gdyż obiecano im (niezgodnie z prawdą), że zostaną wypuszczeni na wolność, jeśli zgodzą się na test i nie będą spali przez 30 dni. Ich rozmowy i działania były monitorowane i zauważono, że tematy rozmów schodziły z czasem na traumatyczne przeżycia. Po czwartym dniu generalny ton konwersacji stał się mroczniejszy.

Po pięciu dniach zaczęli narzekać na warunki i zdarzenia, które doprowadziły ich do tego miejsca, a także zaczęli wykazywać ciężką paranoję. Wtem przestali ze sobą rozmawiać i zaczęli szeptać do mikrofonów i w stronę luster weneckich, przez które ich monitorowano. Co dziwne, wszyscy zdawali się uważać, że mogli zdobyć zaufanie eksperymentatorów, odwracając się od swoich towarzyszy. Na początku badacze uznali, że był to tylko efekt uboczny zastosowanego gazu.

Po dziewięciu dniach pierwszy z nich zaczął krzyczeć. Biegał od ściany do ściany, nieprzerwanie krzycząc ze wszystkich sił przez trzy godziny; po tym czasie nadal próbował, ale był w stanie wydobyć z siebie tylko sporadyczne piski. Naukowcy doszli do wniosku, że fizycznie uszkodził swoje struny głosowe. Zaskakującym jest to, w jaki sposób zareagowali, a w zasadzie – nie zareagowali, jego współtowarzysze. Nie przerwali szeptu do mikrofonów, dopóki drugi z nich nie zaczął krzyczeć. Dwóch z niekrzyczących zaczęło rozrywać książki, zlepiać ze sobą strony przy użyciu odchodów i zaklejać lustra fenickie – po tym krzyk ustał.
Tak jak szepty do mikrofonów.

Minęły kolejne trzy dni. Naukowcy co godzinę sprawdzali, czy mikrofony działają, myśląc, że to niemożliwe, by pięć osób nie wydawało z siebie żadnych dźwięków. Zużycie tlenu wskazywało na to, że cała piątka wciąż żyje. Co więcej, była to ilość, jaką pięć osób zużywałoby przy wytężonej pracy fizycznej. Rano czternastego dnia naukowcy postanowili zrobić coś, czego mieli nie robić – aby wywołać reakcję ze strony badanych, użyli interkomu wewnątrz sali, mając nadzieję na jakąkolwiek odpowiedź, obawiając się, że zmarli lub stali się warzywami.

Powiedzieli: „Otworzymy teraz komorę, aby sprawdzić mikrofony, proszę odsunąć się od drzwi i położyć na podłodze – w przeciwnym wypadku zostaniecie zastrzeleni; współpraca zostanie nagrodzona natychmiastowym uwolnieniem jednego z was”. Ku ich zaskoczeniu, usłyszeli wypowiedzianą spokojnym głosem odpowiedź: „Już nie chcemy być uwolnieni”.

Rozpoczęła się dyskusja między naukowcami, a sponsorującymi badanie siłami zbrojnymi. Niezdolni wywołać dalszych odpowiedzi przez interkom, naukowcy zdecydowali się w końcu otworzyć komorę o północy piętnastego dnia.

Gaz stymulujący został usunięty i komorę wypełniono świeżym powietrzem, co poskutkowało natychmiastowymi protestami przez mikrofony. Trzy głosy zaczęły błagać o przywrócenie gazu takim tonem, jakby prosili o ocalenie życia bliskich. Komora została otwarta i wysłano żołnierzy, by odzyskali badanych, którzy na wieść o tym zaczęli krzyczeć głośniej niż kiedykolwiek wcześniej. Żołnierze, którzy weszli do środka, również odpowiedzieli im krzykiem, widząc, co było w komorze. Czterech z pięciu badanych wciąż żyło, choć ciężko uznać stan, w jakim się znaleźli, za życie.

Porcje żywieniowe na dni dalsze niż piąty pozostały praktycznie nietknięte. Odpływ na środku pomieszczenia został zatkany kawałkami mięsa martwego badanego, co pozwoliło na zgromadzenie na podłodze około dziesięciocentymetrowej warstwy cieczy. Nie ustalono nigdy, jak dużą zawartość tej cieczy stanowiła krew. Także wszyscy „żywi” badani mieli oderwaną od ciała znaczną ilość mięśni i skóry. Uszkodzenia tkanki i zdarte do kości czubki palców sugerowały, że rany zostały zadane przy użyciu rąk, a nie – jak pierwotnie przypuszczano – zębów. Bliższa analiza wykazała, że większość, o ile nie wszystkie z nich były przypadkami samookaleczenia.

Organy poniżej klatek piersiowych wszystkich czterech badanych zostały usunięte. Podczas gdy serce, płuca i przepona zostały na miejscu, skóra i większość mięśni żebrowych zostały wyrwane, odsłaniając płuca przez klatkę piersiową. Wszystkie naczynia krwionośne i organy były nienaruszone, zostały jedynie wyjęte i położone na podłodze, pływając wokół wypatroszonych, choć wciąż żywych ciał badanych. Drogi trawienne wszystkich z nich wciąż zdawały się pracować. Szybko stało się jasne, że trawiły własne mięso, które zostało oderwane i zjedzone w poprzednich dniach.

Choć większość żołnierzy należała do specjalnych jednostek rosyjskich, wielu z nich nie chciało wracać do komory by usunąć z niej badanych. Ci zaś wciąż krzyczeli, chcąc pozostać w sali i domagali się przywrócenia gazu, by nie zasnąć.

Ku zaskoczeniu wszystkich, badani wdali się w zaciętą walkę podczas próby usunięcia ich z komory. Jeden z żołnierzy umarł z powodu ran gardła, inny został poważnie ranny, gdyż jeden z badanych odgryzł mu jądro i przegryzł tętnicę w nodze. Kolejnych pięciu żołnierzy popełniło samobójstwo niedługo po tych zdarzeniach.

W walce jeden z czterech pozostających przy życiu badanych wykrwawił się w wyniku uszkodzenia śledziony. Naukowcy próbowali go uśpić, jednak okazało się to niemożliwe. Mimo podania mu dożylnie dziesięciokrotnie większej niż zezwolona dawki pochodnej morfiny, wciąż walczył jak zapędzone w róg dzikie zwierzę, łamiąc żebra jednemu z naukowców. Jego serce biło jeszcze przez dwie minuty po tym, jak się wykrwawił, aż w jego systemie krwionośnym znalazło się więcej powietrza niż krwi. Nawet po tym krzyczał jeszcze przez trzy minuty, próbując atakować wszystkich w jego zasięgu i powtarzając cały czas „WIĘCEJ” coraz słabszym i słabszym głosem, aż w końcu ucichł.

Trójka pozostałych przy życiu została opanowana i przeniesiona do części medycznej laboratorium; dwoje ze sprawnymi strunami głosowymi cały czas błagało o gaz, aby nie usnąć.

Najbardziej ranny z tej trójki został zabrany do jedynej sali operacyjnej w kompleksie badawczym. Podczas przygotowań badanego do ponownego umieszczenia organów wewnętrznych w ciele okazało się, że uzyskał odporność na środki uspokajające, które mu podawano. Na próbę aplikacji gazu usypiającego odpowiedział agresją. Udało mu się przedrzeć większość dziesięciocentymetrowego skórzanego pasa na jednym z nadgarstków, pomimo trzymania go przez dziewięćdziesięciokilogramowego żołnierza. Do uśpienia potrzebował niewiele więcej środku nasennego, niż normalny człowiek. W momencie, kiedy zamknął powieki, akcja serca zatrzymała się. Autopsja wykazała trzykrotnie za wysoki poziom tlenu we krwi. Jego mięśnie, które wciąż trzymały się szkieletu były mocno poszarpane, a podczas walki z żołnierzami złamał dziewięć kości, z czego większość za sprawą własnej siły.

Drugi ocalały to pierwszy z całej piątki, który zaczął krzyczeć. Niezdolny do wydania z siebie głosu, nie mógł prosić lub protestować przeciwko operacji i jedyną reakcją z jego strony było gwałtowne, przeczące potrząsanie głową, kiedy przyniesiono do niego gaz usypiający. Zaczął potakująco kiwać, gdy zaproponowano przeprowadzenie operacji bez znieczulenia i nie reagował przez całe sześć godzin operacji. Chirurg utrzymywał, że teoretycznie pacjent wciąż mógł być żywy. Jedna z pielęgniarek asystujących przy zabiegu z przerażeniem utrzymywała, że usta pacjenta delikatnie wykrzywiały się w uśmiechu, kiedy ich spojrzenia kilkakrotnie się spotkały.

Po zakończeniu operacji badany spojrzał na chirurga i zaczął głośno sapać, próbując mówić. Uznawszy, że to coś istotnego, podano mu kartkę papieru i ołówek, aby mógł przekazać swoją wiadomość. Była prosta: „Nie przestawajcie ciąć”.

Pozostałych dwóch pacjentów poddano analogicznemu zabiegowi, obu podobnie bez środków znieczulających, ale musiano podać im środki paraliżujące – chirurg nie był w stanie przeprowadzić operacji, kiedy pacjenci bez przerwy się śmiali. Po sparaliżowaniu mogli jedynie podążać za naukowcami wzrokiem. Środki paraliżujące przestały działać po zaskakująco krótkim czasie i próbowali wtedy wyrwać się z więzów. Kiedy tylko odzyskali mowę, zaczęli błagać o gaz stymulujący. Naukowcy próbowali poznać przyczynę samookaleczeń, a także pytali, dlaczego badani chcą gazu stymulującego.

Otrzymali tylko jedną odpowiedź: „Nie mogę usnąć”.

Więzy wszystkich trzech badanych zostały wzmocnione i ponownie umieszczono ich w komorze, oczekując na decyzję, co należy z nimi zrobić. Naukowcy, stając przed gniewem swoich militarnych „dobroczyńców” za niewypełnienie ustalonych celów projektu rozważali eutanazję przetrwałych badanych. Zarządzający oficer, były członek NKWD, widział jednak pewien potencjał i chciał sprawdzić, co stanie się po przywróceniu gazu. Naukowcy protestowali, jednak byli w mniejszości.

W przygotowaniach do zamknięcia komory badani ponownie zostali podłączeni do elektroencefalografów i usprawniono ich więzy w celu długofalowego ograniczenia swobody. Ku zaskoczeniu wszystkich, cała trójka przestała wyrywać się, kiedy dowiedzieli się, że ponownie otrzymają stymulujący gaz. Było oczywiste, że w tym momencie wszyscy trzej wkładali wielki wysiłek w to, by nie zasnąć. Ten, który mógł mówić, stale i głośno nucił jakąś melodię; niemy napinał skórzane więzy z całych sił najpierw lewą nogą, potem prawą, chcąc prawdopodobnie się na czymś skoncentrować. Ostatni z badanych trzymał głowę nad poduszką i bardzo gwałtownie mrugał. Był pierwszym z podłączonych do EEG i większość naukowców obserwowała jego fale mózgowe z zaskoczeniem – były w większości normalne, choć od czasu do czasu niewytłumaczalnie zanikały. Wyglądało, jakby regularnie przeżywał śmierć mózgu i wracał do stanu normalnego. Kiedy wszyscy przyglądali się papierowi drukowanemu przez elektroencefalograf, tylko jedna pielęgniarka zauważyła, jak jego oczy zamykają się, a głowa opada na poduszkę. Jego fale mózgowe natychmiastowo zmieniły się w te odpowiadające głębokiemu snowi i zanikły po raz ostatni, w tej samej chwili przestało bić jego serce.

Jedna z ofiar eksperymentu.Jedyny pozostały przy życiu posiadający głos badany zaczął krzyczeć, domagając się bezzwłocznego dostarczenia gazu. Jego fale mózgowe wykazywały takie same zaniki jak tego, który właśnie umarł po zaśnięciu. Dowódca rozkazał zamknąć w komorze i poddać działaniu gazu obu badanych razem z trzema naukowcami. Jeden z wymienionej trójki od razu wyjął swój pistolet i zastrzelił dowódcę oraz niemego badanego.

Wycelował broń w ostatniego z badanych, wciąż przywiązanego do łóżka, podczas gdy personel medyczny i naukowy w pośpiechu opuszczał pokój.

– Nie dam się tu zamknąć z tym czymś! Nie z tobą – krzyknął do związanego mężczyzny. – Czym jesteś?!

Badany uśmiechnął się.

– Tak szybko zapomniałeś? – spytał. – Jesteśmy wami. Jesteśmy drzemiącym w was wszystkich szaleństwem, zawsze chcącym wydostać się na wolność z zakamarków waszych zwierzęcych umysłów. Jesteśmy tym, przed czym co noc ukrywacie się w łóżkach. Co zamieniacie w ciszę i paraliż, kiedy wybieracie się do nocnej przystani, gdzie nie możemy się dostać.

Naukowiec znieruchomiał, po czym wycelował w serce badanego i wystrzelił. EEG zaczęło drukować linię prostą, a mężczyzna słabo wykrztusił: „Już… prawie… wolny”.