Zwykle rzadko mówi się o tym, jak niesamowicie piękny jest tropikalny las mangrowy na wyspie Iriomote, jak fascynujące wodospady ogłuszają podróżnych, albo jak pysznie smakuje sok ze świeżego ananasa. Dlaczego? Bo całą uwagę zgarniają dzikie iriomockie koty...
Iriomote to zamieszkała przez zaledwie 3000 osób japońska wyspa tropikalna oddalona od Ishigaki około 45 minut drogi promem. Bilet (w te i z powrotem) na łódź to koszt 4500 jenów za osobę. Celem podróży mogą być dwa porty – północny Uehara i południowy Ohara. Mimo wysokiej ceny biletu, Iriomote warto odwiedzić. Powód jest prosty: jest to wyspa w 90% pokryta dżunglą. Prawdziwą, tropikalną dżunglą. A kto nie lubi dżungli?! Żeby nie było, jako że Iriomote to nadal Japonia, do dżungli nie można wejść samemu. Obowiązkowym jest wykupienie jednej z wycieczek proponowanych przez lokalne, powiedzmy, agencje turystyczne. Jeśli oczywiście tak można nazwać barak z biletami i darmową lokalną wódeczką.
Oprócz 3000 mieszkańców, wyspę zamieszkuje też około 100 dzikich kotów. I to bardzo wyjątkowych, bo można je znaleźć tylko i wyłącznie na Iriomote. Obecnie kot Iriomote, inaczej nazywany wyspowym, to podgatunek krytycznie zagrożony. Ciężko więc go na wyspie spotkać.
Z portu w Iriomote do miejsca, z którego rozpoczynają się wycieczki, zaraz po wpłynięciu promu do portu, odjeżdża bezpłatny bus. Nie jest specjalnie oznaczony więc trzeba się trochę nagimnastykować, żeby go odnaleźć. Co ciekawe, bus nie wraca już z powrotem.
A jako, że częstotliwość kursowania regularnej linii autobusowej nie powala, opcjami powrotu do portu, zakładającymi brak czekania kilkudziesięciu minut na przystanku, jest łapanie stopa albo powrót na pieszo.
Opcji zwiedzania dżungli jest kilka, między innymi zorganizowana wycieczka łódką, wynajęcie kajaków i samotne pływanie po rzece albo całodzienny trekking po dżungli z przewodnikiem.
Wyspę najlepiej zwiedzać rowerem, bo do wielu miejsc nie da się dojechać autobusem albo zajmuje to ogromną ilość czasu. Wyspa nie jest duża, więc rower to idealne rozwiązanie.
Widoki na Iriomiote są cudowne. Jest pusto. Jest cicho. Jest dziko. Ogromne wrażenie robią lasy namorzynowe. I choćby dla tego widoku, warto się na Iriomote wybrać.
Jako że rzeka łączy się bezpośrednio z Pacyfikiem, sporo kilometrów trzeba płynąć, aby stała się słodka. Jak to zatem możliwe, żeby zielone drzewa wyrastały ze słonej wody? Mangrowy uporały się z tym problemem, filtrując sól dzięki liściom. Są one ciężkie i mięsiste, a gdy poziom soli staje się dla nich nie do zniesienia, zmieniają kolor na żółty i odpadają. W ich miejsce wyrastają nowe, świeże stacje odsalania, które będą wspomagać namorzynowy system zarządzania wodą. To oznacza też, że liście nie służą do oddychania. Rośliny te pobierają tlen przez specjalne korzenie oddechowe, które rozczapierzone wystają z wody. Co ciekawe, drewno pozyskiwane z tych drzew należy do najcięższych, więc zamiast swobodnie płynąć z nurtem rzeki, od razu idą na dno. Japończycy z Okinawy szybko nauczyli się je wykorzystywać jako surowiec do budowania trwałych, odpornych na tajfuny, domów. Niezwykle trudno jest wyrwać drzewo z korzeniami. Siła wiatru musi być naprawdę potężna.
W czasie podróżowania po wyspie przez całą drogę będą towarzyszyć znaki drogowe usiane gęsto i często, co około 10 metrów... "Koty" są różnistej formy: pionowych, wymalowanych na jezdni, przeczepionych do barierek mostów, powieszonych na drzewach - dosłownie wszędzie.
"Uwaga! Kotek" (i to dosłownie "kotek"), "Uwaga! Zwolnij - koteczki!", "Na tej jezdni zginął jeden kotek, nie chcesz zabić następnego! Zwolnij", "Uwaga - przechodzące koty".
Iriomockie kocury potrafią znikąd wyskoczyć na jezdnię i wtedy najczęściej zaliczają bliskie spotkanie trzeciego stopnia z maską samochodu, które kończy się dla nich tragicznie, a jeszcze tragiczniej dla sprawcy wypadku... Będąc tu, ma się wrażenie, że mniejszym przestępstwem będzie potrącenie dziecka niż przejechanie któregoś z futrzaków pod ochroną.
Dziś pozostało około 100 osobników i na wyspie o powierzchni 300 km2 porośniętej w 99% gęstym, niedostępnym dla człowieka, lasem, graniczy to z cudem. Owszem, takie przypadki mają miejsce, ale wyjątkowo rzadko. Jeżeli nie uda nam się takiego zwierzaka zobaczyć, to zawsze można kupić sobie pluszaka na pocieszenie albo namorzyny w doniczkach (uwaga, transport takiej rośliny na główne wyspy wymaga kwarantanny na lotnisku).
Z powodu kotów na całej wyspie, tzn. na tej jednej jedynej drodze, obowiązuje ograniczenie prędkości do 30-40 km/h, więc droga jest bardzo monotonna. Żeby się rozerwać chociaż trochę, można się zatrzymać na parkingu i pozwiedzać lasy mangrowe. W ich gąszczu zostały wybudowane drewniane mostki na palach, którymi można pospacerować i pooddychać świeżym powietrzem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz