Dawno, dawno temu. No może nie tak dawno, jak to bywa w przypadku naszych rodzimych legend, ale na tyle dawno że już nie wiadomo dokładnie kiedy to było, w małej wioseczce w okolicach Bangkoku żyło sobie spokojnie młode małżeństwo.
Mąż nosił imię Maak, podczas gdy jego żonę nazywano Naak. Byli to ludzie młodzi i piękni, którzy może nie posiadali zbyt wiele, ale jednego im wszyscy zazdrościli-To ich wielka miłość, którą znali wszyscy w okolicy. Wiadomo było że tam gdzie jest Maak, tam zawsze w pobliżu jest Naak i na odwrót. Zawsze razem, praktycznie nierozłączni. Żadne z nich nie wyobrażało sobie życia bez tej drugiej osoby, o czym zapewniali siebie każdego wieczora gdy wtuleni kładli się spać.
Niestety,jak to zazwyczaj z przewrotnym losem bywa, nic co piękne nie może trwać wiecznie. Pewnego wieczoru, kilka tygodni przed porą deszczową, Maak otrzymał powiadomienie o poborze do wojska. List drgnął niespokojnie w dłoniach Maaka gdy ten czytał wezwanie.
Miał się stawić na przeszkolenie do stolicy kraju na równy rok. Rok służby bez możliwości wcześniejszego powrotu do domu. Zasmucony Maak, przełknął ciężko napływającą mu do ust ślinę i zapłakał. Zapłakała również jego żona Naak, która od dwóch miesięcy nosiła w swoim ciele potomka swojego kochanego męża.
W dzień wyjazdu Maaka na służbę do króla, przytulili się tak, jak by mieli widzieć się po raz ostatni, po czym mężczyzna chwycił swój tobołek i ruszył w kierunku stolicy co rusz oglądając się na żegnającą go dziewczynę, aż ta w końcu zamieniła się w mały punkcik i znikła za horyzontem. Jedna z płaskorzeźb odnaleziona podczas wędrówek przez Tajlandię.
Minęło siedem miesięcy. Naak wieczorami modliła się do bóstw, by Maak powrócił przed rozwiązaniem, lecz bogowie nie posłuchali, aż w końcu nadszedł dzień w którym potomek Naaka, postanowił przyjść na ten świat. Poród był wyjątkowo ciężki.Akuszerka dwoiła się i troiła, jednak wszystko jak by sprzysięgło się przeciw matce.
W końcu po wielogodzinnym cierpieniu dziecko przyszło na świat. Jednak w pokoju nie rozległ się krzyk nowo narodzonego jak to powinno mieć miejsce, tylko nastała przeszywającą cisza. Dziecko przyszło na świat martwe. Wyczerpana Naak uroniła jedną łzę i niedługo po tym także wydała ostatnie tchnienie. Ten rodzaj śmierci, gdy umiera dziecko wraz matką Tajlandczycy nazywają „ตายทั้งกลม / dtai tang klom„, co oznacza że duch zmarłego może być wyjątkowo okrutny i zły na niesprawiedliwość losu jaka go dotknęła, co też miało niedługo się spełnić.
Nie minęło kilka dni od ceremonii pogrzebowej Naak, gdy w jej domu i jego okolicach zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Wielu przechodniów mogło by przysiąc, ze z opuszczonego domostwa zaczęły dochodzić dziwne dźwięki. Słychać było zawodzenie kobiety i płacz małego dziecka. Niektórzy zarzekali się że widzieli kobietę w oknie tulącą małe zawiniątko, ale gdy tylko podchodzili bliżej ta znikała jak by jej ta nigdy nie było.
Kilku śmiałków postanowiło nawet wejść do nawiedzonej chaty, ale gdy tylko przestępowali próg domostwa, jakaś nienaturalna siła wypychała ich na zewnątrz. Strach ogarnął okolicę. Wezwano nawet egzorcystę,który miał pozbyć się ducha, ale jego próby spełzły na niczym. W zasadzie egzorcyzmy jakie przeprowadził ów światły człowiek okazały się prawdziwą klęską, bo od tego momentu duch stał się jeszcze bardziej agresywny.
Pewnego razu do wioski przybył mężczyzna odziany w wojskowe szaty. To Maak zakończył służbę w stolicy i powrócił do swojej ukochanej. Sprężystym, wyćwiczonym krokiem podszedł do swojego domu i chwycił za zaśniedziałą klamkę. Drzwi uchyliły się lekko skrzypiąc i jego oczom ukazała mu się piękna Naak, która nie czekając ani minuty dłużej rzuciła się na szyję swojemu mężowi.Dom tajlandzki z poprzedniej epoki.
Maak wtulił się w ramiona swoje kobiety i łapczywie wchłonął zapach jej włosów, którego tak bardzo mu brakowało w koszarach. Znowu byli razem i znowu byli szczęśliwi. Maak kilka dni nie wychodził z domostwa ciesząc się każdą wspólnie spędzoną chwilą ze swoją rodziną.
Uwielbiał patrzeć na twarz swojej żony, która w pieszczotliwych słowach zwróciła się do ich malutkiego dziecka. Było w tym coś magicznego, coś, czego nie chciał już stracić nigdy więcej. Jedynie co zakłócało spokój jego duszy, to troszkę dziwne zachowanie Naak, która na zewnątrz domu wychodziła tylko w nocy.
Mimo wysiłków ducha, by oślepić Maaka złudną rzeczywistością, w końcu nadszedł dzień gdy mężczyzna udał się do wioski. Chciał poszukać pracy, bo przecież nie może żyć nic nie robiąc i gdy tak przechadzał się po targowisku, spotkał swojego przyjaciela z młodzieńczych lat, który na przywitanie ścisnął mocno dłoń Maaka i po chwili przytulił go składając mu wyrazy współczucia w związku z jego okropną stratą.
Maak spojrzał na niego zdziwiony, nie mając kompletnie pojęcia o czym mowa. Gdy przyjaciel mężczyzny opowiedział mu całą historię o porodzie, który zakończył się fatalnie dla jego żony i potomka Maak nie dając wiary jego słowom roześmiał się i odpowiedział.
– Co to za głupie żarty trzymają się Ciebie przyjacielu, przecież dzisiaj rano budziłem się w ramionach mojej ukochanej. Nic co mi opowiadasz nie może być prawdą – Zmęczony przekonywaniem Maaka przyjaciel,w końcu zasugerował, że aby sprawdzić kto mówi prawdę, ten musi posłuchać starego ludowego powiedzenia, mówiącego o tym że upiory nie mrugają oczami i nie uśmiechają się, ale przede wszystkim duch nie może zobaczyć swojego odbicia w lustrze.
Wieczorem Maak wrócił do domu. Nie brał na poważnie słów swojego kompana, bo przecież dotykał swojej żony, spał z nią i kochał się z nią. Jadł też przygotowywane przez nią posiłki i tulił swojego potomka, ale coś jednak nie dawało mu spokoju i zaprzątało jego myśli.
By oczyścić umysł i wyrzucić z niego niedorzeczne opowieści, które zasłyszał na targowisku podszedł do Naak krzątającej się po kuchni i przytuliwszy ją opowiedział jej jeden z dowcipów, którym rozbawiał swoich towarzyszy w stolicy. Po skończonej opowieści, o dziwo, nie zauważył żadnej reakcji na twarzy żony. Żaden, nawet najmniejszy mięsień, nie drgnął.Muzeum w Bangkoku, przedstawia tajlandzki dom takim jakie budowano przed wiekami.
Zbity z tropu spojrzał w jej piękne, czarne oczy i ku jego przerażeniu stwierdził, że Naak ani razu nie mrugnęła. Wątpliwości zaczęły narastać, wręcz piętrzyć się w jego duszy, niepokojąc go coraz bardziej. Maak spojrzał po izbie w której przebywali i nagle uzmysłowił sobie, że w całym domu nie ma żadnego lustra. Tam gdzie kiedyś wisiały,pozostał jedynie malutki haczyk i jaśniejsza plama na ścianie. Dreszcz przeleciał po plecach Maaka, a zimna kropla potu spłynęła po jego policzku.
Nagle w jednym momencie cały jego świat runął. Jego kochana żona, ta za którą tak tęsknił nocami, przestała istnieć a miejsce zajął jej duch, który nie mógł się pogodzić z odejściem. Prawda oszołomiła mężczyznę.Wstał od stołu i pod pretekstem udania się wychodka opuścił dom. Gdy tylko zamknął drzwi za sobą, wziął głęboki oddech i nie patrząc się za siebie pobiegł czym prędzej do sali zgromadzeń buddyjskich mnichów w której ukląkł zdyszany i zapłakał.
Niedługo po zniknięciu męża Naak zorientowała się w sytuacji i natychmiast ruszyła śladem ukochanego. Wściekłość ducha mieszała się z jej smutkiem. Jak mógł ją porzucić?Jak mógł to zrobić po raz kolejny, przecież tak o niego dbała i robiła wszystko by byli szczęśliwi. W końcu dotarła pod świątynię.
Nie mogąc przekroczyć progu uświęconego miejsca usiadła przed wejściem i płacząc zaczęła prosić swojego lubego by ten wrócił do niej. Jednak na nic zdały się jej błagania. Maak odrzucił prośbę.Wściekła Naak widząc, że nie da rady przekonać swojego męża do powrotu przestała kontrolować swoje materialne ciało, które zaczęło zmieniać się.
Przemianie w monstrum towarzyszył ohydny dźwięk łamanych kości i pękających ścięgien, aż w końcu po pięknej niegdyś Naak nie było śladu.
Monstrum zacharczało i po chwili gardłowym, nienaturalnym głosem wykrzyczało groźbę – Będziemy razem czy tego chcesz czy nie, a jak ktoś stanie na drodze naszej miłości to go zniszczę! – po czym oddaliło się w stronę swojego domu.
Maak patrzył jeszcze długo za w stronę w którą oddaliła się kreatura nie mogąc uwierzyć w to co go spotkało. Mnisi, którzy byli świadkiem zdarzenia starali się pocieszyć nieszczęśnika, lecz na pytanie cóż ma czynić zapadali w milczenie. Nawet najświętszy z nich, po przewertowaniu wielu ksiąg i zwojów nie był w stanie mu pomóc.
Jedynie co udało im się odnaleźć, to wzmiankę,że chronić przed duchem można się za pomocą kamfory, którą zawsze trzeba mieć przy sobie. Tak więc sporządzili mu naszyjnik z tej rośliny i faktycznie ten prosty zabieg poskutkował. Naak nie mogła zbliżyć się do swojego męża, a tym bardziej go dotknąć. Jedynie co mogła, to nie odstępować go ani na krok.
Błąkała się tak za Maakiem obserwując go z oddali i płacząc wieczorami, za utraconą miłością nękając go do końca jego smutnego życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz