Dawno, dawno temu w małej tajskiej wioseczce, na skraju potężnej dżungli żyła sobie piękna dziewczyna o imieniu Phikul. Jej niesamowita uroda, o której rozpowiadali wszyscy sąsiedzi, szła w parze z dobrocią i dobrym wychowaniem, które zawdzięczała swojej rodzicielce. Niestety matka Phikul nie doczekała czasu, kiedy dziewczyna przeistoczyła się w piękna kobietę, bo pewnej zimy niespodziewanie zachorowała i odeszła z tego świata pozostawiając w długiej żałobie swoją rodzinę.
Jak to często w takich sytuacjach bywa, ojciec Phikul poznał w końcu kolejną kobietę i po pewnym czasie przedstawił ją swojej córce, mówiąc że zamierza ją poślubić. Co też niedługo stało się faktem podczas hucznego wesela na które sproszono mieszkańców całej wioski. Zabawa trwała do samego rana, a gdy tylko wstało słońce przywołane pianiem dorodnego koguta, macocha wraz z z córką pierwszego małżeństwa o imieniu Mali wprowadziła się do domu swojego nowego męża. Niestety dla Phikul oznaczało to nadejście mrocznych dni.
Ojciec zaślepiony miłością nie dawał wiary słowom rodzonej córki o tym, jak to jej macocha wraz z przybraną siostrą, zmuszają ją, gdy ten wyjeżdża do pracy we wiosce, do katorżniczej pracy, a gdy ta odmawia poniżają ją i stosują przemoc fizyczną. Drobna dziewczyna pokazywała ojcu posiniaczone ciało, lecz te zbywał ją śmiechem, twierdząc, że pewnie zrobiła je sobie sama uganiając się za chłopakami. Niestety Phikul nie kłamała. Prace jakie wymyślała jej macocha każdego dnia pozbawiały ją sił i wieczorami umęczona dziewczyna padała bezwładnie na swoje posłanie szlochając cichutko do poduszki.
Pewnego dnia po skończeniu pracy na polu ryżowym Phikul została wysłana przez macochę do strumienia, który płynął sobie spokojnie niedaleko ich gospodarstwa. W drodze powrotnej, nie wiadomo skąd, nagle przed dziewczyną pojawiła się stara przygarbiona kobieta w podartych łachmanach, które zapewne – pomyślała dziewczyna – były wiele lat temu piękną suknią.
– O piękna dziewczyno, dasz staruszce troszkę wody? – zapytała skrzekliwym głosem starowinka – strasznie dzisiaj słonko praży i z sił opadłam – dodała wpatrując się przymrużonymi oczami w lekko wystraszoną Phikul, która zdjęła ciężkie wiadra z barków i jedno z nich postawiła przed staruszką mówiąc
– Proszę babciu, napij się. Przecież nie będę żałować wody dla potrzebującej. Jak chcesz to mogę przynieść więcej ze strumienia. Obmyjesz twarz i odświeżysz ciało.
Babinka uśmiechnęła się szeroko pokazując lekkie braki w uzębieniu i zanurzyła wysuszone wargi w życiodajnym płynie. Zaspokoiwszy pragnienie rzekła
– Jesteś piękna i miła w sercu. Mimo że jestem biedna i schorowana, nadal traktujesz mnie z uprzejmością. Dlatego odwdzięczę Ci się. Od teraz za każdym razem gdy będziesz mówić o innych ludziach ze współczuciem, z twoich ust wydobędą się złote kwiaty podobne do tych z drzewa kulistego zwanego Mimusops- zakończyła staruszka i natychmiast po tym rozpłynęła się w powietrzu. Phikul długo nie mogła otrząsnąć się z tego spotkania, lecz w końcu udała się do domu, wierząc głęboko że spotkanie sprzed momentu było prawdziwe
– to musiał być anioł – pomyślała i otworzyła drzwi gospodarstwa.
– Gdzie byłaś dziewucho! – krzyk macochy smagnął jej uszy niczym bicz spadający na grzbiet ospałego konia. Phikul skuliła się jak przestraszona dziewczynka. Spotkanie ze staruszką spowodowało, że straciła poczucie czasu i kompletnie zapomniała o swojej złej macosze. Chcąc uniknąć kary opowiedziała całą historię, lecz z każdym wypowiedzianym zdaniem narastała wściekłość u przyszywanej matki która nie dawała wiary jej słowom. Lecz nagle stało się coś dziwnego, w momencie gdy Phikul wspomniała staruszkę, z jej ust wypadł złoty kwiat. Stara wiedźma chwyciła w dłonie błyszczące płatki i natychmiast złość ustąpiła miejsca nieokiełznanej chciwości.
Od tego momentu życie Phikul wywróciło się do góry nogami. Już nie musiała harować w polu tak ciężko jak poprzednio, tylko miała siedzieć w domu i mówić bez przerwy. Miała opowiadać o sąsiadach, o chorych , o niedołężnych i o wszystkich którym należy współczuć. Mówić, mówić i mówić. Byle tylko złote kwiaty wypadały jej z ust.
Wiele tygodni minęło, aż w końcu wyczerpana chciwymi żądaniami jej przybranej matki Phikul zaniemówiła. Jej gardło po prostu odmówiło posłuszeństwa. Na nic zdały się krzyki macochy i jej córki. Na nic zdały się lekarstwa kupowane za olbrzymie kwoty u okolicznego zielarza. Phikul straciła głos i nic nie wskazywało na to by go jeszcze miała odzyskać.
– Pójdziesz po wodę, jak to uczyniła Phikul – powiedziała pewnego dnia macocha Phikul do swojej córki Mali – i jak tylko spotkasz jakąś staruchę to masz zrobić wszystko, byś i ty uzyskała dar jakim została obdarowana twoja przyrodnia siostra. Zrozumiałaś? – Mali kiwnęła głową, wzięła wiadra na wodę i udała się do strumienia. Gdy wracała z pełnymi wiadrami, w cieniu drzew zauważyła piękną młodą kobietę odzianą w kolorową sukienkę, która uśmiechając się szeroko poprosiła o wodę. Mali zła na to, że musi dźwigać ciężary, do czego nie nawykła i bezowocnie wypatrując staruszki z opowieści swojej przybranej siostry, wpadła we wściekłość i używając słów, powszechnie uznawanych za obraźliwe, odmówiła spragnionej kobiecie. Jakież było jej zdziwienie, gdy kobieta uśmiechnęła się szyderczo i rzekła do niej tymi słowami
– Złośliwa jesteś dziewczyno i odmówiłaś spragnionej osobie łyka wody. Od tego momentu gdy cokolwiek wypowiesz w złości lub obrazisz innego człowieka, z ust twych wypełzną oślizgłe robaki – po czym zaśmiała się i znikła nim Mali zdążyła otworzyć ze zdziwienia szeroko usta.
Klątwa jaką rzuciła tajemnicza kobieta dała o sobie znać już tego samego dnia, gdy wściekła Mali powróciła do domu. Tam chcąc pożalić się matce na los jaki ją spotkał otworzyła usta i natychmiast na podłogę, z obrzydliwym plaśnięciem, spadła garść wijących się stworzonek. Przerażona macocha uważając, że to wszystko wina Phikul, która w akcie zazdrości miała wypaczyć swoją opowieść, natychmiast wygnała z domu niczemu winne dziewczę.
Pozbawiona dachu nad głową dziewczyna wędrowała samotnie wiele dni. Chodziła od wioski do wioski starając się zarobić kilka monet, które pozwoliły by jej przetrwać ciężkie czasy. W końcu po wielu tygodniach, gdy szła przez gęsty las usiadła wyczerpana na małej polanie i zapłakała nad swoim losem. Jej płacz usłyszał młody książę, który wraz ze swoimi wojakami urządzał polowanie na dzikiego zwierza. Dziewczyna początkowo przestraszyła się widoku zbrojnych, jednak uspokoiła się gdy pięknie odziany szlachcic usiadł obok niej i poprosił łagodnym głosem by opowiedziała mu swoją historię. Wtedy zdarzył się cud. Głos, który wydawać by się mogło zanikł na zawsze powrócił, a Phikul w końcu mogła opowiedzieć komuś swoją smutną opowieść
Gdy skończyła w końcu opowiadać, cała polana pokryta była złotymi kwiatami, które zebrane do wielkiego kosza ozdobiły później salę weselną. Bo jak pewnie się domyślacie książę zakochał się bez pamięci w pięknej Phikul i poprosił ją o rękę, po czym żyli długo i szczęśliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz