27 sie 2024

Opowieść o relacji dwóch braci

Dawno, dawno temu na wyspie Hachijo mieszkało dwóch braci. Obaj byli rybakami. Żyli szczęśliwie i spokojnie w zgodzie i miłości. Nie musieli się martwić o jutro i nigdy nie zaznali głodu. Morze było łaskawe i zawsze obficie obdarowywało młodych rybami. Sakichi był uważany za najprzystojniejszego młodzieńca na wyspie, natomiast jego brat Tahej za najsilniejszego, dlatego też każda dziewczyna z wyspy chciała wyjść za mąż za któregoś z nich. Ale niestety serca braci należały już do kogoś innego. Obydwaj szczerze zakochali się w Yone, która była córką właściciela ich łódek. Yone również podobali się młodzieńcy, zarówno Sakichi jak i Tahej, lecz nie można zostać przecież żoną dwóch mężczyzn. Ale Yone nie potrafiła wybrać. Więc gdy ojciec dziewczyny dowiedział się, że obaj bracia chcą się ożenić z jego ukochaną córką wezwał ich do siebie i oznajmił:

- Dowiedziałem się, że moja Yone chce wyjść za mąż za jednego z was. Ale bardzo ją kocham i chcę, żeby żyła w dostatku, dlatego oddam ją temu, który lepiej zarabia, czyli temu, kto więcej potrafi złowić ryb.

Od tej chwili bracia całkowicie zmienili swój stosunek do siebie. Jak wcześniej żyli w zgodzie i przyjaźni, tak teraz zaczęli walczyć pomiędzy sobą oczywiście o Yone.

Pewnego spokojnego dnia, kiedy morze zaledwie delikatnie marszczyło się na powierzchni, popłynęli łowić ryby. Nie wiadomo dlaczego tylko Sakichi miał szczęście i łowił jedną rybę za drugą. Natomiast Tadej nie złapał ani jednej, nawet najmniejszej rybki izazdrość zaczęła wzbierać w jego sercu. Tymczasem łódka Sakichi już prawie po brzegi zapełniła się rybami. Powinien był wtedy zakończyć połów i wracać do domu, ale zachłannie chciał wykorzystać swoje szczęście i łowił dalej. Marzył o Yone. Lecz nagle, zupełnie niespodziewanie na spokojnym dotąd morzu pojawiła się wielka fala, która całkowicie zakryła łódkę Sakichi. Łódka ciężka od bogatego połowu zatonęła natychmiast. Sakichi walczył o życie.

- Pomocy Tahej! Na pomoc! Ratuj bracie! - krzyknął Sakichi.
 
Lecz kiedy Tahej usłyszał głos brata przyszedł mu do głowy okropny pomysł

- Hej, Sakichi! Ustąp mi Yone, wtedy cię wyratuję! - odkrzyknął Tahej.
- Ale... Co ty mówisz?! To jest zupełnie inna sprawa! Ratuj mnie! - zawołał zrozpaczony Sakichi.
- W takim razie toń! Sam tego chciałeś! - odparł z wściekłością Tahej i zaczął bić tonącego brata wiosłem. Tak był zaślepiony chęcią posiadania ukochanej Yone.
- Hej Tahej! Co ty robisz? Uspokój się! To ja twój brat! Musisz mi pomóc! - jeszcze raz Sakichi spróbował przemówić bratu do rozsądku, niestety bez żadnego skutku. 

Ten w zapamiętaniu dalej bił tonącego Sakichi. Po chwili kiedy Sakichi już zniknął pomiędzy falami, Tahej ochłonął z furii i wtedy dopiero z przerażeniem uprzytomnił sobie co zrobił

- Hej, Sa - Sakichi! - zawołał jąkając się ze strachu. Gdzie jesteś? To była twoja wina, bo złowiłeś za dużo ryb! Chciałem ci pomóc, ale ty nie chciałeś oddać mi Yone. To twoja wina! Ja nie chciałem tego zrobić! - rzekł do fal próbując się usprawiedliwić.

Kiedy wracał z plaży do domu, starał się unikać ludzi. Ale jeżeli już komuś udało się go zapytać, co się stało z Sakichi, odpowiadał, że nie wie.

Przez kilka dni rybacy poszukiwali Sakichi. Codziennie rano wypływali swoimi łódkami w morze, lecz nigdzie nie udało się im go znaleźć. Wszyscy uważali go za zaginionego.

Przez cały czas poszukiwań Tahej siedział w domu, dopiero po paru dniach zdecydował się znowu wyruszyć na połów. Był pochmurny dzień, zdawało się, że ciężkie szare chmury zanurzają się w morzu. Pomimo tego Tahej przygotował łódkę i wypłynął. Tym razem sprzyjało mu szczęście. Złowił mnóstwo ryb, tak że zapomniał o dręczących go myślach. Zachwycał się swoim szczęściem. Aż nagle z oddali dobiegł go dziwny odgłos wydawanej komendy i wioseł wpuszczanych w wodę. Obejrzał się w kierunku głosu i zobaczył łódkę zbliżającą się do niego z głębi morza. Na niej stał człowiek.
Tahej przeraził się, ponieważ postać przypominała mu Sakichi.

- Tak to jest Sakichi - ze strachem powiedział do siebie, kiedy nieznajoma łódka zbliżała się.
- Sa... Sakichi, ty przeżyłeś?! - zająkawszy się, wycedził przez zaciśnięte zęby.

Kiedy łódka z Sakichi była już blisko, ten wyciągnął do Tahej swoją mokrą przypominającą szpony rękę i powiedział świszczącym szeptem:

- Daj mi swoją chochlę do wybierania wody. Szybko, podaj mi ją!

Tahej bez słowa, ze strachem dał mu swoją chochlę. Wtedy Sakichi zaczął nabierać wodę z morza i wlewać do łódki Tahej. Czynił to coraz szybciej tak, że wkrótce cała była zalana wodą; zanurzała się coraz głębiej.

- Sakichi, uspokój się! Co ty robisz? Przecież zatopisz moją łódkę! Przestań! - krzyknął na brata Tahej. 

Ale właśnie w tym momencie przypomniał sobie zdarzenie sprzed paru dni, kiedy walczyli o Yone. Przeraził się śmiertelnie, bo to niemożliwe, żeby Sakichi przeżył.

- Słuchaj Sakichi, może ty jesteś zjawą? - zapytał Tahej, ale nie uzyskał od zjawy-brata żadnej odpowiedzi.

Pomimo tego, że Tahej przepraszał, błagał o przebaczenie i rozpaczał nad tym, co zrobił, zjawa Sakichi nieubłaganie wlewała do łódki wodę. Wkrótce było jej tak dużo, że zatopiła łódkę. Tahej natomiast unoszony przez wodę zniknął pomiędzy wielkimi falami.
Gdzie teraz jest? Tego nie wie nikt. Może fale oceanu zaniosły go w przepastną otchłań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz