Pewnego razu, pośród zaśnieżonych wierzchołków, wysoko w górach mieszkał pewien mężczyzna z żoną. Pomimo tego, że od dawna żyli bardzo biednie, byli prostodusznymi i miłymi staruszkami kochającymi się bardzo mocno.
Któregoś roku śnieg spadł znacznie wcześniej niż zazwyczaj i nastał szczególnie ciężki okres dla biednej pary staruszków. Gdy nadszedł Sylwester nie mieli więcej niż czarkę ryżu, nie mówiąc już o wspaniałych odświętnych potrawach, które gościły na stołach bogaczy.
"Słyszałaś?"- powiedział mężczyzna do swojej żony-"Jestem tak głodny, że nie przestaje mi burczeć w brzuchu"
"Cóż kochanie, mam jeszcze te śliczne spinki do włosów, które zrobiłam jakiś czas temu i schowałam na taką chwilę jak ta"
Mężczyzna był zdumiony. Popatrzył na spinki ozdobione wielkimi, kolorowymi wzorami kwiatów. "Jeśli wezmę te spinki i sprzedam je w mieście"- powiedział- "z pewnością będziemy mieć pieniądze, żeby kupić choć trochę z tych świątecznych wspaniałości".
Staruszek przygotował się do wyjścia. Założył na siebie najcieplejsze ubrania, gdyż był to najzimniejszy dzień w tym roku.
"Brrr... Jak tu zimno!"
"Uważaj na siebie kochanie."
"Dobrze. Postaram się wrócić jak najszybciej."
Wziął od żony chusteczkę, którą przewiązał sobie głowę i wyruszył w drogę, drżąc z zimna, przy każdym podmuchu lodowatego, północnego wiatru. Jego żona stała w drzwiach spoglądając na znikającego w leśnej gęstwinie staruszka. Mężczyzna, aby szło mu się raźniej podśpiewywał piosenkę:
Przez to wzgórze, prosto przed siebie
Oo! Aa! Hej, ho, hej, ho, hej, ha!
Przemierzając góry, przez doliny
Oo! Aa! Hej, ho, hej, ho, hej, ha!
Do pleców mężczyzny przyczepiony był kosz pełen spinek, wykonanych przez jego ukochaną żonę.
Sprzedać te spinki, w sylwestrowy dzień
Oo! Aa! Hej, ho, hej, ho, hej, ha!
Kupię pyszne ciasta, ryby, chleb
Oo! Aa! Hej, ho, hej, ho, hej, ha!
Mężczyzna szedł powoli wymyślając jedną po drugiej zwrotki piosenki, aż dotarł do szczytu gdzie znajdowało się wzgórze Jizo. Zatrzymał się tam, jak wiele razy wcześniej, aby złożyć pokłon sześciu posągom Jizo, świętym strażnikom dzieci. Przez cały dzień nieustannie padał śnieg i na wzgórzu Jizo, gdzieniegdzie utworzyły się wysokie zaspy.
"Wszystkiego dobrego, panowie "powiedział mężczyzna do posągów. Huu, Huu. Musi być wam bardzo zimno. Pozwólcie." Mężczyzna zdjął swoją chustę i użył jej do oczyszczenia ze śniegu każdej, po kolei głów posągów. "Proszę, od razu lepiej, nieprawdaż? No cóż panowie, teraz idę do miasta sprzedać te spinki, które zrobiła moja żona. W drodze powrotnej zostawię wam trochę smacznych, ryżowych ciastek. Dlatego życzcie mi szczęścia. Proszę. Do zobaczenia później."
Był już wieczór kiedy udało mu się dotrzeć do miasta. Ludzie pędzili gdzieś w pośpiechu, a wozy jechały po zatłoczonych ulicach. Mężczyzna stanął na środku głównej ulicy i zawołał donośnym głosem: "Spinki do włosów! Spinki do włosów! Piękne spinki dla prześlicznych pań!"
Jednakże był to w końcu sylwester. Ludzie mijający go zbyt byli przejęci przygotowaniami do Nowego Roku, żeby choć spojrzeć na spinki. Po ponad godzinie nawoływania staruszek zaczął powoli tracić nadzieję. "Spinki... oh...Może ktoś..."
W tej samej chwili inny pechowy sprzedawca przechodził obok. Spojrzał na mężczyznę, postawił swój kosz na ziemi i spytał: "Czy udało się coś sprzedać?"
"Eh...Niestety. A Tobie?"
"Też nic. Ale, poczekaj... Zróbmy interes. Ja kupię wszystkie Twoje spinki, a Tobie sprzedam moje bambusowe kapelusze."
"Dobrze. Podoba mi się ten pomysł."
Tak naprawdę sytuacja była zabawna. Jedyne co zrobili to wymienili się towarem. Przecież i tak, żaden z nich nie mógł nic kupić. Pomimo tego faktu obaj poczuli się lepiej.
Niosąc bambusowe kapelusze na plecach staruszek wyruszył w drogę powrotną do domu. Śnieg ani na chwilę nie przestawał padać gdy dotarł do wzgórza Jizo.
"Bardzo mi przykro "-powiedział staruszek do posągów. "Nie mogłem kupić żadnych ryżowych ciastek. Wybaczcie mi, że nie mogę wam nic ofiarować...ale chwileczkę, przecież mogę zrobić tak, żeby choć trochę osłonić was od tego padającego śniegu." I staruszek strzepał biały puch z głów posągów, a następnie założył każdemu bambusowy kapelusz.
"Jeden dla Ciebie i jeden dla Ciebie. No, proszę teraz nie będzie wam już tak zimno w głowy. I jeszcze jeden dla Ciebie i ... oh... Brakuje mi jednego kapelusza. Bardzo mi przykro mały Jizo. Ale proszę, mam nadzieję, że chociaż to wystarczy." I staruszek zdjął z głowy chustę, którą owinął głowę najmniejszego posągu.
Rozwiązawszy problem kontynuował podróż, pogwizdując wesoło. A ze wzgórza Jizo sześć kamiennych par oczu uważnie obserwowało, jak podąża w dół drogą do swojego domu.
Gdy staruszek dochodził do domu przestał padać śnieg, a noc była cicha i spokojna. Opowiedział żonie o swoich dzisiejszych przygodach. Gdy kobieta usłyszała, że ofiarował bambusowe kapelusze posągom Jizo uśmiechnęła się i powiedziała "Cieszę się, że tak postąpiłeś. Tak należało zrobić."
"Naprawdę tak myślisz?" staruszek oblał się rumieńcem. "Dziękuję, ale co powiesz gdybyśmy położyli się juz spać? Możemy nie mieć żadnego ryżowego ciastka, ale możemy chociaż mieć przyjemne Noworoczne sny."
Tej samej nocy, w górach panowała taka cisza, iż zdawało się, że cały świat pogrążył się we śnie. Z wyjątkiem sześciu cieni sunących powoli po drodze. Tak. Posągi Jizo opuściły swoje miejsce na wzgórzu. Pokonały drogę w dół góry, przez wzgórza i rzekę, aż do chatki dwójki staruszków.
"Cii...Ciszej, ciszej..." Posągi Jizo zostawiły wielkie pakunki tuż przed drzwiami domu. Żeby okazać wdzięczność za ofiarowane kapelusze, każdy z posągów przyniósł jakiś wspaniały prezent. Były tam ciastka, ryby, wino, ciepłe ubrania...i ostatni najmniejszy Jizo, który przyszedł na samym końcu przydźwigał wielki wór ryżu. Bach! "Upss..."Mały Jizo tracąc równowagę upuścił swój prezent i przewrócił się na pozostałe posągi Jizo, które jeden za drugim, jak kostki domina upadały z hukiem na ziemię.
"Co to było" powiedział mężczyzna zbudzony przez dziwny hałas "Czy słyszałaś coś na zewnątrz?"
"Idź, zobacz co się stało kochanie."
Kobieta podążyła za mężem, który cicho poszedł otworzyć drzwi. Obydwoje wyjrzeli lekko zaniepokojeni na zewnątrz. Wyobraźcie sobie ich zdumienie kiedy ujrzeli turlające się w dół zbocza sześć posągów Jizo. Tylko najmłodszy z posągów gdy zatrzymał się na chwilę, stanął i popatrzył na parę staruszków, głęboko im się ukłonił, a następnie pobiegł, aby dogonić resztę towarzyszy.
"Co...Co to jest?!" Para staruszków spojrzała na wielką górę prezentów leżących przed ich drzwiami.
"Spójrz! Kochanie!"
"Oh, czy to nie jest wspaniałe" odpowiedział staruszek.
W końcu obydwoje mieli wspaniały Nowy Rok. Od tej pory nie zaznali już biedy i spędzili razem jeszcze wiele szczęśliwych lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz