Pewne razu w chatce ukrytej głęboko pośród leśnej gęstwiny wysoko w górach żył sobie niewielkiego wzrostu staruszek. Każdego ranka mężczyzna chodził w okolicy swojego domu zbierając drewno na opał, które później szedł sprzedać w wiosce.
Pewnego popołudnia, gdy jego poszukiwania były wyjątkowo udane, przyczepił wielką wiązkę drewna do swoich pleców i postanowił wrócić do domu trochę wcześniej niż zazwyczaj. Szedł wzdłuż leśną ścieżką, gdy spostrzegł, że coś się porusza w krzakach nieopodal.
"Hmm? Co też to może być, zastanawiam się?" Mężczyzna podszedł bliżej i odgarnął ręką część zarośli. "Rety, przecież to lis! I na dodatek jest jeszcze mały."
Mały lis chciał urwać winogrona które zwisały z winorośli z boku drogi, dlatego usilnie podskakiwał próbując pochwycić je w pyszczek. Jednak wydawało się, że jest coś nie w porządku z
jedną łapką zwierzęcia, dlatego nie może dosięgnąć owoców.
"Proszę, pozwól, że to zerwę mały kolego."- powiedział staruszek wyciągając się aby sięgnąć po winogrona. "Proszę, masz. Smakują Ci? He, he. W porządku, muszę już wracać."
"Jaki miły staruszek!"- pomyślał mały lis kiwając głową i patrząc za znikającym w oddali człowiekiem.
Kilka dni później mężczyzna udał się do miasta aby sprzedać drewno. Gdy był już gotowy wracać zrobiło się naprawdę późno. "Lepiej się pośpieszę"- pomyślał podążając dalej ginącą w mroku drogą. Gdy w końcu dotarł do szczytu wzgórza, niedaleko jego chatki zobaczył lisa siedzącego przy drodze i czekającego na niego.
"Ale, ale przecież to ten sam lis, którego spotkałem kilka dni temu."
Mały lis zaszczekał i zaczął biegać dookoła podekscytowany. Wyglądało na to, że chce aby staruszek za nim poszedł. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i podążył za swoim przewodnikiem. Po jakimś czasie doszli do maleńkiego domku pośród gaju bambusowego.
"Och, więc to tutaj mieszkasz, nieprawdaż? Tak, bardzo przyjemne miejsce."
W środku, na łóżku leżała matka małego lisa. Pomimo, że wyglądała na bardzo chorą i słabą, podniosła się, aby przywitać się ze staruszkiem. Ukłoniła mu się jakby chciała podziękować za pomoc jej synowi. Mężczyzna odkłonił jej się grzecznie i czekał gdy matka-lis opuściła pokój. Pojawiła się po chwili ze złożoną chustką.
"Och, przecież to coś takiego o czym zawsze marzyłem!"- powiedział mężczyzna uśmiechając się. "Zabrudzona, stara chustka. Chcesz mi ją dać? Och to naprawdę miłe z Twojej strony matko-lis. Dziękuję Ci bardzo, bardzo serdecznie. Heh, heh, heh."
Staruszek włożył swój prezent do kieszeni, podziękował matce-lis po raz kolejny, pogłaskał po głowie szczeniaka i wyruszył do domu. Mały lis siedział w drzwiach i szczekał na mężczyznę, który machał mu idąc przez bambusowy gaj.
Następnego dnia staruszek, gdy staruszek zbierał drewno, schylił się i coś wypadło mu z kieszeni. "Noo, spójrzcie na to. Całkiem zapomniałem o tej chustce."- powiedział do siebie podnosząc ją z ziemi. "Założę ją na głowę, będzie mnie dobrze chroniła przed promieniami słonecznymi."
Zawiązał chustkę na głowie, splunął w dłonie i zaczął rąbać drewno.
"Mówię Ci, mam to samo ze swoim mężem"- usłyszał głos "Jedyne co robi to leży w gnieździe całymi dniami. Jest już taki gruby, że z trudem może latać."
"Nie mów! A pamiętasz jak mówili na niego Kościsty Chungoro!"
Staruszek odłożył swój topór i rozejrzał się dookoła. "Kto to powiedział?"- zastanawiał się. Wszedł do domu i rozejrzał się w środku, ale nikogo tam nie było.
"Hmm. Pewnie mi się przesłyszało."- pomyślał.
"Znasz starego Chunkichi z Czarnego Lasu? Mówią, że leży w łóżku z potwornymi bólami brzucha."
"Cóż, ostrzegałam go. Zbyt dużo orzechów i jagód. To już jego problem."
Znów usłyszał jakieś głosy. Staruszek podniósł głowę do góry i powiedział "Hej co się tam dzieje na górze? Słyszę rozmawiających ludzi, ale nikogo tam nie ma." Rozglądał się na wszystkie strony, ale nie było żywej duszy w okolicy poza dwoma wróblami siedzącymi na wielkim drzewie.
"Hmm? Poczekajcie minutkę. Może to ta chustka..."- zdjął ją z głowy, a następnie znów założył na głowę. "A niech mnie..."
Prezent, który otrzymał od matki-lis był w rzeczywistości bezcennym skarbem. Z chustką zawiązaną na głowie staruszek mógł rozumieć język ptaków, zwierząt, a nawet roślin i drzew!
Od tego dnia, staruszek ledwo mógł wytrzymać zanim wyszedł ze swojej chatki w głąb lasu. Jaką radość sprawiało mu to, po tak długim czasie mieszkania w samotności, słuchanie jak leśne zwierzątka plotkowały, flirtowały, żartowały i kłóciły się. Tak mijał dzień za dniem. Nawet w nocy leżąc w łóżku mógł słuchać owadów poruszających się na zewnątrz. "Moje gardło jest tak suche, że ledwo mogę zaśpiewać choćby nutkę."
"Nie żartuj! Masz wspaniały głos."
"No dalej, tylko tak mówisz. No dobrze, może spróbuję zaśpiewać jedną, czy dwie piosenki. Jest coś co chciałabyś usłyszeć?"
Od tej pory mężczyzna nigdy nie czuł się już samotny. Wszystko dzięki magicznej chustce. Otworzyła ona świat, którego jeszcze do tej pory nie znał.
Pewnego dnia, gdy wracał do domu, z wiązką drewna przyczepioną do pleców spostrzegł dwie wrony siedzące na szczycie wysokiego drzewa. "Ciekawe o czym tak rozprawiają?"- pomyślał. Wyjął swoją magiczną chustkę i obwiązał nią swoją głowę.
"Mówiłeś o córce tego bogatego mężczyzny..."
"Tak. Jest śmiertelnie chora już od dłuższego czasu. Mówią, że to dlatego, że drzewo laurowe w ogrodzie tego bogacza rzuciło na nią klątwę."
"Klątwę? Dlaczego?"
"Kto wie? Musisz zapytać się o to drzewa laurowego."
Mężczyzna zostawił wszystko co trzymał i ruszył prosto do domu bogatego mężczyzny. Znalazł go załamującego ręce i pochlipującego. Staruszek powiedział, że słyszał o chorobie jego córki i dodał, że może spróbuje jej pomóc. Dostał pozwolenie od bogacza by spędzić noc w magazynie na wprost drzewa laurowego.
Wewnątrz magazynu mężczyzna założył na siebie chustkę. Jak tylko to uczynił usłyszał jak drzewo laurowe jęczy i płacze "O mój Boże! Jaki ból! Nie mogę tego wytrzymać."
w tym samym czasie nadleciały dwa wróble, żeby złożyć wizytę staremu przyjacielowi. "Co się stało Panie Laurze?"- zapytały.
"Hę, ah dobry wieczór chłopcy. Tylko spójrzcie co oni mi zrobili. Zbudowali ten nowy magazyn dokładnie na szczycie mojego głównego korzenia. Ah... Jaki ból! Jaki ból!"
"O niebiosa! Biedaku, co teraz zrobisz?"
"A co ja mogę zrobić poza zemstą na tym bogaczu o kamiennym sercu? Rzuciłem klątwę na jego córkę, która zapadła na ciężką chorobę, przez co on zamartwia się na śmierć."
Staruszek usłyszał już wystarczająco dużo. "Więc kłopot będzie rozwiązany. Wystarczy tylko, żeby bogaty mężczyzna przesunął magazyn w inne miejsce."- powiedział do siebie.
Następnego ranka staruszek wytłumaczył wszystko swojemu gospodarzowi, który niezwłocznie przesunął magazyn. W ciągu kilku dni drzewo laurowe było znowu krzepkie i zdrowe, obsypane koroną nowych, zielonych liści.
I wkrótce córka bogatego mężczyzny wyzdrowiała i była radosna jak dawniej. Bogacz był tak uradowany, że nagrodził staruszka prawdziwą fortuną ofiarowując mu dużo złota.
"Gdyby nie ta magiczna chusta, którą dała mi matka-lis nic takiego by się nie stało. Muszę coś kupić i podarować w podzięce matce i jej szczeniakowi."- pomyślał staruszek. Udał się do miasta i zamówił kilka wyśmienitych steków. W drodze do domu wstąpił do nich i ofiarował im je, a lisy szczekały szczęśliwe na widok staruszka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz