Pewnego razu żyła sobie para staruszków, która mieszkała gdzieś w niewielkiej wiosce w głębi kraju. Któregoś dnia, gdy mężczyzna w górach zbierał drewno na opał, kobieta wybrała się nad rzekę aby zrobić pranie. Gdy płukała już swoje ubrania zauważyła ogromną brzoskwinię toczącą się w dół wraz z nurtem rzeki. Z niemałą trudnością wyłowiła z rzeki ogromną brzoskwinię i zabrała ją ze sobą wracając wieczorem do domu.
Kiedy stary mężczyzna wrócił i zobaczył brzoskwinię był zdumiony jej niespotykaną wielkością.
"Cóż za znalezisko!"- powiedział zaskoczony.
"Może powinniśmy ją przepołowić?"- zasugerowała starsza kobieta.
"Czemu nie?"
Położyli brzoskwinię na stole i już mieli ją przekroić na pół gdy brzoskwinia... zaczęła się ruszać! "To żyje!"- krzyknęła starsza kobieta. Nie zdążyła do końca wypowiedzieć tych słów jak brzoskwinia otworzyła się i wyskoczył odbijając się od niej mały chłopczyk. Para staruszków zamarła z przerażenie pomieszanego z zaskoczeniem.
Gdy już doszli do siebie (nie każdego dnia zdarza się przecież żeby z olbrzymiej brzoskwini wyskakiwał mały chłopiec), para staruszków, która nie miała swoich dzieci była zachwycona. Postanowili nazwać dziecko Momotaro, gdyż momo znaczy brzoskwinia a Taro jest bardzo dobrym imieniem dla każdego zdrowego, małego chłopca. I z pewnością Momotaro był okazem zdrowia. O rety , jakiż on miał apetyt! Siorb, siorb. Mhmm... Chlup, chlup. Skrob. Opróżniał miseczki jedna za drugą.
Im więcej Momotaro jadł tym większy i silniejszy rósł. W wieku trzech- czterech lat miał już siłę dorosłego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Był tylko jeden problem. Nie chciał mówić!
Nawet wtedy gdy jego ojciec bawił się z nim i mówił "Momotaro moja mała brzoskwinko!" chłopiec nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Gdy chciał się z nim bawić w berka lub w chowanego Momotaro tylko ziewał i patrzył gdzieś w bok.
Lata biegły, a starsza kobieta i mężczyzna zaczynali się martwić. "Dlaczego on nigdy nic nie powiedział? Co my mamy z tym zrobić?"
Jednak pewnego dnia...
"Jestem już gotowy!"-powiedział w końcu Momotaro. Para staruszków była zbyt zaskoczona żeby odpowiedzieć. "Babciu, Dziadku"- powiedział głośnym, donośnym głosem chłopiec "Mam zamiar wyruszyć, aby walczyć z demonami."
Starsza kobieta wyszeptała "Ale, Taro... Dlaczego chcesz robić tak niebezpieczną rzecz?"
Widzicie, okrutne demony najeżdżały wioski praktycznie każdej nocy. Kradły różne rzeczy i porywały ludzi. Włamywały się do domów i wszyscy wieśniacy panicznie się ich bali. Kiedy Momotaro o tym usłyszał, tak bardzo go to zezłościło, że postanowił coś z tym zrobić. Pójdzie na Diabelską Wyspę, gdzie żyły potwory i da im porządną lekcję.
"Więc jak? Pomożecie mi się przygotować do drogi?"- powiedział Taro.
Starsza kobieta i mężczyzna nie mieli nic do powiedzenia, co mogłoby wpłynąć na zmianę postanowienia Momotaro. Dlatego mężczyzna przygotował dla niego zestaw kolorowych ubrań, a kobieta przygotowała pożywienie na długą podróż. Następnie ze łzami w oczach pożegnali się ze swoim dzielnym, małym chłopcem.
"Uważaj na siebie Taro..."
Możliwe, że Momotaro był jeszcze za mały, żeby zrozumieć co sprawiło, że kobieta i mężczyzna byli tacy smutni. Uśmiechając się i machając pomaszerował prosto przed siebie, w stronę Diabelskiej Wyspy z pakunkiem pożywienia na jednym ramieniu.
Po drodze spotkał psa. "Momotaro, Momotaro, proszę, daj mi choć trochę jedzenia. Jeśli mi dasz pójdę z tobą i pomogę Ci pokonać demony."- wyszczekał pies. Więc Momotaro dał mu placka ryżowego i poszli razem dalej.
Za jakiś czas napotkali na swojej drodze małpę i bażanta. Oni także za cenę jednego ryżowego placka zgodzili się dołączyć do drużyny. I tak poszli wszyscy krzycząc do każdego napotkanego człowieka "Z drogi, z drogi! To idzie Momotaro- najsilniejszy chłopiec w tej krainie. Zróbcie przejście! To Momotaro, brzoskwiniowy chłopiec i jego nieustraszona drużyna!"
Poprzez największą dzicz, targani licznymi burzami i przeciwnościami losu, przez nieprzebyte góry i bezkresne doliny szli dalej: Momotaro i jego drużyna! Nic nie mogło go powstrzymać, ponieważ każdy musi mieć marzenia. A Momotaro nigdy się nie podda dopóki nie spełni swojego marzenia.
Po bardzo długiej podróży doszli w końcu na brzeg morza. Zbudowali łódź i wszyscy razem wiosłowali, aby jak najszybciej dotrzeć do Diabelskiej Wyspy. Hej ho! Hej ho! Śpiewali pośród błękitnych toni oceanu. Hej ho! Hej ho! Bezustannie zanurzali wiosła w toni morskiej, aż w końcu ujrzeli cel swojej podróży- poszarpaną górę wynurzającą się z morza. Diabelską Wyspę.
Momotaro wysłał bażanta na zwiad. "Postaraj się żeby Cię nie zauważyły."- ostrzegł ptaka. Sam podpłynął cicho łódką do skalistego brzegu. Wkrótce powrócił bażant i opowiedział Momotaro o tym co zobaczył.
"Jak to? Demony mają przyjęcie? Teraz mamy szansę!" Momotaro poprowadził drużynę do Diabelskiej Bramy. Jednak olbrzymie drzwi były zamknięte i nikt nie był w stanie ich otworzyć.
"Zostawcie to mi."- powiedziała małpa. Wspieła sie na bramę i przeskoczyła zwinnie na drugą stronę.
Klik! Brzoskwiniowy chłopiec wszedł przez otwartą bramę. W środku demony były zajęte jedzeniem, piciem i świętowaniem. Ich paszcze pootwierały się ze zdziwienia gdy ujrzeli przed sobą Momotaro i jego drużynę.
"Kim jesteście?"- powiedział jeden z potworów. "Jestem jedyny i niepowtarzalny Momotaro, najsilniejszy chłopiec w tej krainie. En garde wy paskudne potwory!"
Hał, hał! Iiik, Iiik! Ćrok, Ćrok! Pies, małpa i bażant gryzły, drapały i dziobały demony w trakcie jak Momotaro zaczął bić potwory. Pach! Paff... Bach!
Demony biegały jak oszalałe. Wpadały na siebie, zderzały się, dopóki ich przywódca nie wyszedł z tej wrzawy i nie wyzwał Momotaro na pojedynek. Był naprawdę wściekły i wymachiwał wielką, żelazną maczugą. "Ty mała pchło!"- zawarczał "Nauczę Cię, żeby nie zadzierać z królem demonów!"
Pach! Śmiertelna broń demona wylądowała miażdżącym ciosem na głowie Momotaro. Jednak maczuga rozpadła się na dwie części, a Momotaro nie był nawet draśnięty. Król demonów nie mógł uwierzyć własnym oczom. Stał tam zdumiony patrząc na swoją maczugę. Ten moment wykorzystał Momotaro i zaatakował.
Bum! Momotaro uderzył demona w głowę, pomiędzy rogi swoją własną twardszą od żelaza głową. Było po wszystkim. Król demonów siedział w brudzie z wywieszonym językiem, wywijając oczyma na wszystkie strony.
"Zatem? Macie zamiar jeszcze dalej kontynuować swoje złe uczynki?"- kontynuował Momotaro.
"Nie, już nie będziemy! Od tej pory będziemy dobre. Obiecujemy. Proszę nie bij nas więcej!"
Wystraszone demony załadowały łódź Momotaro swoimi skarbami. Następnie wszyscy wyszli na brzeg morza kłaniając się chłopcu, psu, małpie i bażantowi, którzy odpływali zwycięsko swoją łódką.
"Pozwól, że Ci pomogę mój Panie"- powiedział Król Demonów. Wziął głęboki oddech i dmuchnął z całych sił, kierując łódkę w stronę ich kraju.
Momotaro powrócił do domu triumfując. Para staruszków i wszyscy mieszkańcy wioski niezmiernie się cieszyli gdy usłyszeli jak Brzoskwiniowy chłopiec pokonał demony. Ale najszczęśliwszy ze wszystkich był Momotaro, gdyż udało mu się spełnić swoje marzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz