Dawno, dawno temu na najlepszym polskim blogu podróżniczym, o dźwięcznej nazwie Nasze Szlaki, pojawiały się legendy z najróżniejszych stron świata. Niektóre były okrutne, pełne bólu i cierpienia. Inne słodkie, delikatne i pełne optymizmu. Początkowo opowieści pojawiały się w każdym artykule z podróży. Potem dostały własny dział i na stałe zagościły w kalendarzu „wydawniczym”
Niestety, pewnego razu osobę, która była odpowiedzialna za ten nietuzinkowy dział dopadł marazm ponurych wieczorów i legendy zaczęły pojawiać się coraz rzadziej. Żadne używki, żadne mowy motywacyjne, ani też zachęty wiernych czytelników nie pomagały w przezwyciężeniu słabości.
Nagle, gdy już wszyscy zaczęli tracić nadzieję, nastąpiła nieoczekiwana zmiana. Sam autor nie spodziewając się napadu weny usiadł przy komputerze i w jednym momencie przelał na stronę legendę filipińską. Czy stało się tak, bo podziałały narzekania czytelników? A może po prostu autor potrzebował chwili wytchnienia? Cóż, może wszystko po troszku.
Tak więc dzisiaj pierwsza w roku 2020 legenda (i raczej nie ostatnia), opowiadająca o wulkanie Taal.
Wiele lat temu na górze nazwanej przez Filipińczyków Taal mieszkał lekko posiwiały, przygarbiony staruszek Nuno. Porządny to był chłopina i nie wadził nikomu. Zresztą, któż by chciał mu robić na złość? Skoro jego mądrość i rady jakie udzielał tubylcom, spowodowały, że zaskarbił sobie ich dozgonną wdzięczność.
Jego dom wykonany z czarnego, wulkanicznego kamienia znajdował się na samym szczycie góry, skąd rozpościerał się niesamowity widok na całą okolicę. Nuno uwielbiał przesiadywać na ganku swojego domostwa i to tam przyjmował wszystkich gości, którzy wdrapywali się na zbocze by prosić go o pomoc. Zawsze uśmiechnięty staruszek odpowiadał na wszystkie zadane pytania. Rozstrzygał spory sąsiedzkie, błogosławił zakochanym i jeżeli była taka konieczność, udzielał porad medycznych.
Pewnego razu przed Nuno stanęło kilku, podeszłych wiekiem mężczyzn oddelegowanych z pobliskich wiosek. Zdając się na mądrość mędrca zapytali, czy ten przypadkiem nie zna sposobu, by zarobić troszkę grosza, tak by całej ludności żyło się troszeczkę lżej.
Nuno spojrzał na nich mrużąc lekko zamglone oczy i rzekł ochrypłym głosem.
– Posadźcie tę roślinę na zboczach mojej góry – i wręczył im małe sadzonki – Roślina ta nazywa się tytoń. Może ona przynieść sporo zysków, o ile dobrze się nią zaopiekujecie. Jednak mam jeden warunek. Pozwalam ją Wam zasadzić na żyznych zboczach mojej góry tylko do wyznaczonej przeze mnie granicy. Powyżej linii, którą własnoręcznie narysuję moim kosturem, zakazuję Wam sadzenia tytoniu.
Chłopi spojrzeli na siebie, na roślinę i w końcu na Nuno, który uśmiechał się do nich szczerze, pokazując spore braki w uzębieniu. Po chwili skłonili się zamaszyście i z radością na twarzy udali się do swoich wiosek z dobrą nowiną.
Niedługo po tym spotkaniu stoki góry Taal zaroiły się od robotników, którzy prymitywnymi narzędziami zaczęli urządzać małe poletka. Wyrywali chwasty, przekopywali żyzną glebę i usuwali co większe kamienie. Zasadzone rośliny, doglądane z wielką pieczołowitością, rosły w oczach wieszcząc znakomite plony. I faktycznie, pierwsze zbiory okazały się nad wyraz olbrzymie. Spowodowało to, że z dnia na dzień, niegdyś klepiący biedę rolnicy stali się bogaci. Cieszył się Nuno, że udało mu się pomóc ludziom. Radował się widząc z jakim namaszczeniem rolnicy dbają o swoje poletka, które stały się ich głównym źródłem dochodu. Dalej siedział na ganku swojej małej chatki, wykonanej z czarnego, wulkanicznego kamienia i obserwował zmieniającą się okolicę.
Po wielu latach Nuno wezwał do siebie chłopów, którzy będąc u niego kiedyś po radę, otrzymali sadzonki tytoniu. Gdy przed jego obliczem stanęli mężczyźni odziani w bogate, kunsztownie zdobione stroje, zdziwił się troszeczkę widząc zmiany jakimi ulegli. Po chwili zastanowienia rzekł.
– Moi drodzy. Muszę opuścić na moment moje domostwo. Proszę, byście je doglądali troszeczkę i nie zapomnijcie, by powyżej wyznaczonej granicy nie sadzić tytoniu. Ostrzegam! Jeżeli choć jedna roślina znajdzie na terenie zakazanym, spowoduje to, że stracicie wszystko co do tej pory posiedliście.
Po czym machnął od niechcenia ręką dając im znać, że mogą już odejść.
– Co ten stary sobie wyobraża! – zagrzmiał bogacz w purpurowej szacie do reszty swoich towarzyszy, gdy schodzili razem po stromym zboczu góry Taal – Dał nam kiedyś dobrą radę, a dzisiaj straszy, że nam wszystko odbierze?! Czy nie widzi, z kim ma do czynienia? Mówił do nas jakbyśmy byli nadal tymi obdartymi chłopami sprzed lat! – pomruk zrozumienia dla jego słów i niezadowolenia z ich wydźwięku wydobył się z gardeł pozostałych, a bogacz w purpurowej szacie kontynuował – Tak nie może być, by Nuno nas pouczał, gdzie możemy sadzić, a gdzie nie. W końcu potrzebujemy więcej miejsca, by jeszcze większe plony zbierać. Prawda!? – powiedział i spojrzał w kierunku swoich towarzyszy, którzy i tym razem przytaknęli ze zrozumieniem głowami.
Bogacz w purpurowej szacie mówił przez całą drogę do wioski, a pozostali przytakiwali coraz chętniej. W końcu gdy doszli do skraju osady, gdzie czekały na nich domostwa pokryte palmowymi liśćmi, już wiedzieli co zrobią. Solidarnie zdecydowali, że gdy tylko Nuno opuści górę, to poszerzą swoje plantacje.
Nie przejmując się ostrzeżeniami życzliwego staruszka następnego dnia przystąpili do wydzierania górze terenu pod plantację. W ruch poszły drewniane motyki, które rozgrzebywały żyzną glebę. Robotnicy dwoili się i troili by jak najszybciej wykonać swoją pracę i już po kilku dniach, stoki zbocza pokrywały rosnące w równych rządkach sadzonki.
Po wytężonej pracy nadszedł czas na odpoczynek. Jeszcze tego samego wieczoru mieszkańcy wiosek radując się z wykonanej pracy wylegli na place centralne i rozbrzmiała muzyka. Cieszyli się wszyscy z dobrze wykonanej roboty, a w szczególności cieszyli się bogacze, że już niedługo ich zyski zostaną, co najmniej podwójne.
I wtedy zadrżała ziemia! Przerażeni mieszkańcy nie wiedząc co się dzieje rozpierzchli się do swoich domostw. Muzyka przestała grać zastąpiona niewyobrażalnym dla ucha dźwiękiem rozrywanych skał. Powietrze, jeszcze przed momentem chłodne i orzeźwiające, teraz zaczynało palić gardła. Palmy, targane silnymi podmuchami gorącego wiatru, pękały z trzaskiem, waląc się jedna na drugą. Świat jaki znali, powoli przestawał istnieć.
Gdy następnego dnia wstało mdłe słońce, które ledwo co przebijało się przez chmury pyłu, pozostali przy życiu rolnicy zauważyli, że zniknęła cała góra wraz z ich plantacjami. Pozostała jedynie ziejąca czarnym dymem olbrzymia dziura.
Do dzisiaj mieszkańcy okolic wulkanu Taal, czekają na możliwość sadzenia tytoniu na jego zboczach, ale muszą poczekać, aż Nuno skończy wypalać cały skonfiskowany nieposłusznym rolnikom tytoń. Kiedy to nastąpi? To wie tylko starzec, który teraz mieszka w samym sercu wulkanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz